Do tej pory gościowałam tutaj tylko, ale nadeszła pora, by skrobnąć słów kilka o moim - już nie takim nowym - podopiecznym
MałGosia, moja imienniczka, jakieś półtora miesiąca temu przywiozła do Krakowa przekochanego Mentosa

Długo trwało oczekiwanie na niego, bo jakoś nie udawało się załatwić transportu. Ale wierzyliśmy, że to tylko przejściowe kłopoty, byliśmy w kontakcie telefonicznym, Małgosia testowała mnie, czy aby na pewno nadaję się na przygarnięcie Mentosa

I w końcu nadszedł TEN DZIEŃ
Jak już wcześniej Małgosia donosiła, Mentos dosłownie w kwadrans się zadomowił. Trochę dłużej trwało dogadywanie się nowego domownika z dotychczasowym gospodarzem na włościach... I choć Mijo jest wielkim, czarnym kocurem, to nic groźnego się nie działo, do żadnych łapoczynów nie dochodziło, jedynie ciut nieufne obwąchiwanie na odległość. No i niemal tygodniowa obraza Mijo na mnie, że pozwalam temu młodemu tak bezceremonialnie ładować się na łóżko
Smutno-udręczone spojrzenie Mijo mówiło: "skoro pozwalasz temu małemu potworowi zajmować MOJE miejsce na łóżku, to teraz patrz, jak cierpię śpiąc na tym niewygodnym pudle..."
Ale ten etap szybko minął, niebawem zaczęły się gonitwy, dzikie zapasy i wspólne jedzenie z miski. A niespełna dwa tygodnie od chwili przybycia Mentosa do naszego domku przez kilka dni leżałam chora i miałam oko na chłopaków niemal 24 godz. na dobę. I wtedy nastąpił przełom. Otóż Mijo w pewnym momencie delikatnie zaczął czyścić i wylizywać futerko Mentosa

I od tamtej chwili stało się to codziennym rytuałem.
Dlatego z czystym sercem mogę zapewnić, że Mentosowi jest z nami dobrze i wygląda na szczęśliwego. O czym z wielką radością donoszę
serdeczności,
3 x M
(Małgo & Mijo & Mentos)