A u nas przeboje - ja piszę, bo Tanita... łapka w bandażach...

Wpadłyśmy na pomysł, żeby kotuchy przyzwyczaić powoli do trawki i przestrzeni przed Mazurami. I wypuścić na moment z transportera na trawie. I już wiemy, że to był głupi pomysł

. Nitka, choć na początku pozytywnie zaciekawiona wylazła z transporterka, w pewnym momencie spanikowała i zaczęłą wyplątywać się z (mocno zaciśniętych!) szeleczek. A to był park, spokojne miejsce, ale jednak otwarta przestrzeń... No więc (ponieważ ja zamieniłam się w chichoczący nerwowo słup soli

) Tanita z poświeceniem złapała małego, spokojnego, depresyjnego kotka... W postaci trzy razy większego niż zwykle, dziesięciołapego, wijącego się żbika...
No ale nieważne. Balkon został osiatkowany (Tajdzi i Tajdzikowy TŻcie, uwielbiamy Was...), kotuchy wysiadują na nim, ale bez szaleństw (tzn. nie jest wiele ciekawszy niż reszta mieszkania; przez pierwsze dwa dni było latanie w kółko i szalenie, teraz już norma). Może dlatego, że balkon południowy i upał na nim i zaduch mimo zacienienia. Półeczki zrobię w wolnej chwili, może to je jeszcze zainteresuje. Na razie było szczepienie na wściekliznę (u wetki byłyśmy sporą grupą kotów i ludzi, duszno, gorąco, i ja oczywiście strzeliłam "najgłupszy teskt do weta" [proponuję nowy wątek założyć]: "czy ma Pani wściekliznę?". Oczywiście chodziło mi o szczepionkę...), Frontline - i za dwa tygodnie będą relacje z Mazur

. Ciekawa jestem strasznie.
A relacje? Jest status quo. Rzadkie przypadki bójek (ale jednak pilnować trzeba), generalnie akceptacja i spanie razem, choć bez wielkiej miłości...