Postanowiłam w watku opisywac kazde Funiowe zachowanie, bo skoro są inni zainteresowani tematem agresji, to moze skojarzenia zachowań pozwolą komuś wyciągnąć jakies wnioski.
W ub. tyg. byłam na urlopie, bo miałam masę sprzatania po remoncie. Cztery dni byłam non stop w domu. I zaobserwowałam taką rzecz: Funia trzymała sie mnie jak pies.

Myłam jedno okno, Funia siedziała na parapecie. Przeszłam na drugie, Funia ze mną. Myłam podłogę we wnęce, Funia siedziała we wnęce.
Położyłam sie po południu, zeby odpocząć, Funia od razu wskoczyła na wersalkę. Ale nie ułozyła sie w nogach jak dotąd, ale przyszła i położyła mi sie koło twarzy. Razem drzemałyśmy.

Na drugi dzien sytuacja sie powtórzyła.
Gdy tylko którys kot pojawiał sie w drzwiach pokoju, Funia zaczynała warczeć.

Wyglądało to, jakby zabraniała mu wstępu do pokoju, albo budzenia mnie. Koty sie od razu wycofywały.
Gdy jem obiad, Funia - przyznaję zachęcona - wskazuje mi na kolana. Bo korzystam z kazdej okazji, zeby ją do wskoczenia na kolana zachecic. Podczas obiadu zdarzyło jej sie tez wskoczyc na kolana meżowi.
Czasem, gdy juz siedzała na kolanach, zaczynała warczec. I szczerze powiem, nie wiem, co wtedy robic. Czy ją zrzucic z kolan, zeby zapamietała, ze nie wolno? Groże jej palcem i powtarzam: Nie wolno! A Funia jakby sie wtedy nakręca. Przechodzi do łapoczynów.
Wg mnie boi sie ludzkiej ręki, jej nagłych ruchów.
Wczoraj wróciłam do domu póżno. Odkąd sie pojawiłam, Funia łaziła za mną.

Gdy usiadłam na wersalce, Fuństwo zaczeło sie kręcic koło mnie i zachęcone wskoczyło mi na kolana.

I zaczęło sie przytulac, układac, wiercic... Cudnosci była! Uwielbiam ją taką. Wtedy nie warczy, pozwala sie miziac, patrzy rozkochanymi oczami.
Ale musiałam przejsc do innego pokoju.
Szkoda mi było Funi, wiec zaryzykowałam i trzymając ja na rękach wstałam. Usiedziała, ale zaczęła warczeć.
Delikatnie ją gładziłam po boczku, zeby nagłym ruchem jej nie wystraszyc, mówiłam cicho, zeby ją supokoić.
Posiedziała ze trzy minuty cały czas warcząc i nagle zeskoczyła jak poparzona. Rzuciła sie na Dyzia, który sie biedny przyplątał. Spacała go porządnie łapą. No to Dyź chciał oddać, a Funia swoim zwyczajem zaczęła wrzeszczec, cała skulona. Była przerażona. A znowu sama zaczęła.
Dochodzę do wniosku, że Funia jest spokojna do momentu, az jakas bzdura ja przerazi. Na pewno jest typem histeryczki, bo prawidziwych powodów tego strachu po prostu nie ma.
Ale dumna jestem, bo wyraźnie Fufu mnie sobie ulubiła.
