Ok, ujawnię się.
Szanejka, jeżeli nie trafi się nic bliżej, pojedzie do mnie. Przyznam się, że sporo się nad tą decyzją zastanawiałam. Tydzień temu odszedł mój Rademensik

. Nie miałam zamiaru od razu się dokacać. W ogóle nie miałam raczej zamiaru. To był przypadek. Dzień po śmierci Rademensika weszłam na chwilę na forum i akurat trafiłam na ten temat, myśląc zresztą, że trochę czego innego dotyczy, współgrał z tym co przeżywałam. No i przeczytałam o P.Ani. Czasem boję się, że mogę się kiedyś znaleźć w jej sytuacji. Też jestem sama. M.in. dlatego nie chcę mieć za dużego stada. Dziewczyny tutaj obiecały mi, że gdyby coś to mi pomogą tak jak tangerine pani Ani. I czytając tę historię pomyślałam - jak mogę sama oczekiwać, że w razie czego ludzie mi pomogą, a sama minąć taką sytuację obojętnie. Akurat kocurek mi odszedł - może tak miało być? Może zrobił miejsce? Nie wiem. Na razie pracuję, mam jeszcze dużo sił i mam nadzieję, że jeszcze nie jedno przede mną. Poza tym średnia wieku mojego stada jest dość wysoka, poza mopsiczką Asieńką i Orzeszkiem reszta oscyluje w okolicy lat 10. A sunia Kajtusia to już w ogóle weteranka. Więc jakkolwiek byłoby to smutne, to fakt jest taki, że za kolejne 10 lat raczej mało z nich jeszcze będzie.
Właściwie wolałabym żeby Szanejka miała więcej lat, jeżeli już, to myślałabym o jakiejś seniorce czy seniorze. Ale ułożyło się tak jak się ułożyło. Mam nadzieję, że będzie dobrze.
Boimy się z tangerine dalekiej podróży dla Szanejki. Jest dzikawa i prawdopodobnie nie da się jej po drodze nigdzie wypuścić z transporterka, to nie fajne. Podróż pociągiem to przy obecnych problemach z koleją z 12 godzin. Dużo

.
Więc gdyby ktoś bliżej zdecydował się na Szanejkę, to odstępuję. Ale po prostu nie mogę tego tak zostawić. No nie mogę po prostu.
A Szanejka kochana jest, ponoć kotów się nie boi, z psami powinna się oswoić tak, jak inne, więc powinno być ok. Oby tylko moje dzikuski czyli Magia i Orzeszek nie utwierdziły jej w przekonaniu, że lepiej od człowieka zwiewać

A tak poza tym Szanejka z umaszczenia całkiem podobna do mojej, niestety już od kilku lat nie żyjącej Babci Marianny Sopocianki vel. po prostu Mańki. Tylko, że Mańkę o wszystko można było posądzić, tylko nie o nieśmiałość

. Wzięłam ją ze schronu, po tygodniu rządziła stadem twardą łapą, profilaktycznie każdemu spuszczała mniej więcej raz na tydzień łomot, co by sobie za dużo nie wyobrażały, a ze mnie starała się uczynić niewolnika, jeśli w nocy np. wstałam na moment, natychmiast układała się frontalnie na mojej poduszce i biada mi, jak się starałam ją z niej odsunąć, że była wściekła, to mało powiedziane
