Wczorajszy wieczór miał być pod znakiem oswajania czarnej. Zakułam ją w szelki, uwiązałam na smyczy i oglądaliśmy sobie razem film. Kotka przez większość czasu spokojnie leżała i łypała, a co jakiś czas usiłowała nam uciec, co dzięki smyczy jej się nie bardzo udawało
Tę sielankę zakłócił nam przyjazd kotki z lecznicy, która jak się okazało - ma ogromną ranę na brzuchu - prawdopodobnie rozwaliła sobie brzuch na jakichś drutach. Czarna natychmiast zeszła na dalszy plan, bo biedna buraska najspokojniej leżała gdy trzymałam ją na rękach. Więc ciąg dalszy filmu obejrzeliśmy z burą. I pod sam koniec - bura oprzytomniała na tyle, że zorientowała się, że nie lubi ludzi

w związku z czym przeprowadzaliśmy dość rozpaczliwe czyny zmierzające do zamknięcia jej w klatce.
I nagle - kompletnie oklapła. Ten atak szału ją tak zmęczył, że w zasadzie nie miała siły podnieść głowy. Rozpoczął się kolejny epizod, z przytulaniem i dogrzewaniem kota. Późno w nocy była już na tyle stabilna, że zamknęłam ją w transporterze na poduszce i poszliśmy spać. W nocy oczywiście wstawałam sprawdzać stan.
Rano - jest znacznie lepiej, jest w pełni przytomna (tzn. syczy na mnie). Je. Ale jest bardzo osłabiona, a na brzuchu ma makabryczną ranę. Potrzeba kciuki by szwy się nie rozłaziły bardziej niż teraz (ma wyrwany kawał skóry). W ogóle potrzebne kciuki.