Efcia1 pisze:Cieszę się, że kotka dobrze się czuje.
Ale swoją drogą: nie sądzisz że poniższe słowa są mocno niesprawiedliwe?
Poddasze pisze: choć jeśli miała sterylkę w Koterii to ja się już boję, czy u niej też nie będzi komplikacji po zabiegu. Bo nasza wet stwierdziła otwarcie, że sterylka nie została zrobiona porządnie... Ja wiem, że oni pewnie za darmo, po godzinach i masa zwierząt... ale nie zmienia to faktu, że Bura teraz za to właśnie płaci
Weterynarz w Koterii jest zatrudniony na etacie, nie zajmuje się zwierzętami "po godzinach". To, że opiekun kota wolnożyjącego nie płaci za jego pobyt też nie znaczy, że kot jest leczony "za darmo". Weź pod uwagę, że do nas trafiają zwierzęta "z ulicy", nie są wychuchane i wydmuchane jak te domowe więc są bardziej narażone na to, że po zabiegu, który jak dobrze wiesz obniża odporność, coś się "wykluje". A co to znaczy, że sterylka nie została zrobiona porządnie? Stwierdzenie, że Bura zdrowiem zapłaciła za to, że została wysterylizowana w Koterii jest nie fair. Równie dobrze mogłoby przytrafić się to w prywatnej lecznicy. Dużo kotów przywiozłaś do Koterii? Ile z nich miało komplikacje po zabiegu? Ktoś czytając Twoje słowa pomyśli, że lepiej trzymać się od Koterii z daleka. Ja w ciągu ostatniego roku przywiozłam tam bardzo dużo kotów i wiem, że choć Koteria nie może pochwalić się takimi możliwościami jak lecznice komercyjne, przywożone tam koty są pod dobrą opieką i nikt nie traktuje ich jak zwierząt drugiej kategorii. Naprawdę

Efcia1 - przepraszam.

Może faktycznie oceniłam niesprawiedliwie. Może Burasi przytrafiłoby się to w dowolnej innej komercyjnej lecznicy. Gdyby tak było - pisałabym tu o innej lecznicy i bałabym się w przypadku tej innej lecznicy o komplikacje po sterylce u innego kota. Nie wierzę w statystyki. Wierzę w doświadczenia osobiście zdobyte. Moim doświadczeniem z Koterią pod tytułem "kotka po sterylce" jest Burasia. Niewykluczone, że kiedyś, jeśli trafi do mnie inna kotka z Koterii - będzie całkiem bezproblemowo, bez komplikacji i będę miała do nich takie zaufanie jak Ty. Może Burasia była bardziej zabiedzona niż inne koty, które tam trafiają. Nie wiem. Nie mogę tego ocenić więc oceniam to, z czym mam do czynienia osobiście.
Odpowiadając na Twoje pytania - ile kotów przywiozłam do Koterii i ile z nich miało komplikacje po zabiegu: żadnego nie przywiozłam. Odebrałam za to jedną kotkę po sterylce - Burasię. I u tej jednej były komplikacje. Może moja ocena zmieni się w przyszłości, ale na tą chwilę, nie mogę ocenić inaczej. Nie mam z Koterią innych doświadczeń. A nie potrafię zaufać na słowo. Jeśli słyszę, że Koteria we wszystkich pozostałych przypadkach ratowanych kotów jest w porządku, że nie olewają ich, że nie bagatelizują ich stanu, że obchodzą się profesjonalnie i mają odpowiednią wiedzę - mogę się tylko cieszyć. Na serio

Mam swoje wątpliwości i cóż... pozostaną one wątpliwościami. Nie wiem, czy wybrzuszenie przy ranie po sterylce pojawia się z dnia na dzień dopiero tydzień po zabiegu? Czy wet, który wydawał kicię z Koterii widział tą ranę i uznał, że nic jej nie będzie? Bo jedyne co wiedziałam przed przyjęciem Burasi, to że kicha i że mam podawać zastrzyki co dwa dni. Na to byłam przygotowana i takie osłabienie po sterylce jest dla mnie jasne. Nie byłam natomiast przygotowana na codzienne wyprawy do wet w związku
ze stanem rany po strylce. Reakcja na szwy - ok - mogę zrozumieć - pytanie tylko, czy ktoś w Koterii zwrócił w ogóle na to uwagę? I powtarzam - nie wiem w jakim czasie po zabiegu taka reakcja może się pojawić. Dlatego - pozostaje to moją wątpliwością.
Na moją ocenę Koterii (a raczej powinnam napisać weta z Koterii a nie Koterii jako takiej) miały też wpływ dwie sprawy:
- tolfa zmieszana z antybiotykiem w jednej strzykawce (pewnie wielu wetów uważa, że to nic złego, że lepiej w jednym zastrzyku podawać oba leki - nasza wet nigdy ich nie miesza (szczególnie jeśli zastrzyk ma być zrobiony za 2 lub 4 dni), zawsze są w osobnych strzykawkach - o ile dobrze zrozumiałam powód to chodzi o to, że tolfa zmieszana z innym lekiem ścina go. nasza wet nie odważyła się podać kotu takiego "zważonego" leku)
- testy na FIV i FeLV - super że wyniki zostały wpisane do książeczki. Szkoda że wet robiący te testy nie podstemplował się pod nimi. Odbierając książeczkę nawet nie przyszło mi go głowy, żeby się nad tym zastanowić, ale znowu - stan kici był ciężki a w takiej chwili zaczyna się rozważać różne warianty. Nie zakładałam i nie zakładam złej woli czy wpisywania czegoś, co nie jest prawdą, ale nam, przy tych wszystkich bezdomnych ulicznikach trafiających do nas na DT z naprawdę różnych lecznic, nie zdarzyło się nigdy, by wet nie podpisał się pod takimi wynikami. to po prostu podważa moje (i tylko moje) zaufanie (do tego konkretnego weta z Koterii). a w sytuacji, gdy kot się przelewa przez ręce - zaufanie do miejsca, z którego zostało wydane, jest dość istotne.
to zdanie o pracy po godzinach - chodziło mi o zmęczenie - bo tylko zmęczeniem mogę sobie tłumaczyć, i ten brak stempla/podpisu pod wynikami testów i to że kicię wydano jako kotkę z katarem a nie jako kotkę z obrzękiem i stanem zapalnym wokół rany. I znowu - wetem nie jestem. Nie wiem na ile w tym samego osłabienia po sterylce, na ile wiary, że DT jest lepszy od lecznicy i jeśli już to lepiej, żeby kicia chorowała w domowych warunkach, a na ile jest to kwestia weta i sposobu leczenia/przeprowadzania zabiegów/ kontroli przy wydawaniu.
Dla porównania mam doświadczenia z kilkoma lecznicami, bo z różnych miejsc trafiały do nas kociste po sterylkach na przestrzeni 2 lat. Koty też były "z ulicy" zanim trafiły do lecznic z których je odbierałyśmy. Też były zabiedzone, nie były wychuchane (wychuchanych to my chyba nigdy nie miałyśmy na wejściu). Z doświadczeń z innymi lecznicami - 12 kotek (ulicznych, garażowych, schroniskowych) - dotarło do nas w tydzień po zabiegu. U żadnej po sterylce nie było takiej sytuacji. Lecznice były naprawdę różnej maści i z różną ogólną "statystyczną" renomą. Sterylki z tego co wiem, nie były pełnopłatne, bo rzadko kiedy fundację było stać na zabieg w normalnej cenie. Jedyne co u tych kotek leczyliśmy po tym, jak do nas trafiły, to różnego rodzaju infekcje (które zaatakowały w wyniku osłabionej odporności właśnie).
Być może moja ocena jest niesprawiedliwa bo 99% kotek po sterylkach ma w Koterii super opiekę i żadna nie ma takich komplikacji. ja bazuję na doświadczeniach a nie na statystyce. Doświadczenie miałam z Burasią i na niej buduję swoją ocenę.
Burasia zapłaciła za to, że została wydana być może za wcześnie. Być może 1-2 dni dłużej w lecznicy i jej stan nie byłby potem tak ciężki u nas. Może była za słaba na taki stres? Może wystarczyła obserwacja 2-3 dni dłużej i oszczędziłoby się kici kroplówek, USG i jazdy przez pół miasta do weta? to tylko moje "może".
I żebym była dobrze zrozumiana - z mojego punktu widzenia - super że do nas tak szybko trafiła. nie mam z tym problemu, nie mam do nikogo pretensji. nie wiem jak jest w Koterii i czy wydanie Burasi było mniejszym złem. Ja podjęłam decyzję, że katar i zastrzyki co 2 dni nie stanowią dla nas żadnego problemu - bo nie stanowiły. Ale może wet prowadzący tą kicię powinien podjąć decyzję co dla
kici może być problemem, a nie dla nas? Nie wiem. Są to moje wątpliwości co do weta z Koterii. Może od tego powinnam zacząć. Ale nie znam wetki z Koterii. Dla mnie wet poniekąd reprezentuje lecznicę - tym bardziej, jeśli tam ma etat.
Podsumowując - jeśli oceniłam niesprawiedliwie dla pozostałych 99,99% kotek po sterylkach bez żadnych komplikacji - przepraszam

. Nie przepraszam natomiast za swoją ocenę lecznicy patrząc na historię Burasi. I na tym chciałabym zakończyć. Wiem, że weci bywają bardzo różni a i sytuacje losowe często mają duży wpływ na całość. Dlatego nie chcę tego dalej drążyć bo to się zamieni w rozważania hipotetyczno-teoretyczne co nie zmieni historii konkretnej Burasi.
Ranę wet będzie oglądać w sobotę - wtedy będzie ogólna kontrola jej stanu. Póki co temperatura nie skacze. Z tego co widziałam wybrzuszenie przy ranie zaczęło odpuszczać. Burasia też już nie łapie ząbkami ręki za każdym razem jak się do tej rany dotyka. 13 dni od "przyjęcia" i stoimy na 4 łapkach o własnych siłach. Jeszcze 3 dni antybiotyku i będzie koniec faszerowania lekami. Apetyt jest, kuwetkowanie jest, nastrój dopisuje.