moje Kochane Drogie!
przede mną jeszcze wiele pożegnań, i jak już nie raz tu napisałam: chcę iść jako ostatnia, a nawet takie mam po prostu marzenie, żeby móc pożegnać najpierw wszystkich podopiecznych tak żeby nikt po mnie nie został sam... będzie jak będzie

. Tymczasem jestem dość "wykrwawiona" psychicznie finansowo dół jest. Julcia wyrzucona jak śmieć czekała za długo na pomoc i niestety nerki już były trafione, ale gdyby nie moja Mama droga to u mnie Julcia nie żyłaby tak długo... Od samej miłości się nie zdrowieje

, potrzebna ciężka praca, regularność, upór i poczucie obowiązku ponad swoje potrzeby często.Kiedy zabierałam Julcię od jej bezradnych opiekunów u mojej mamy umierała Szprotka, kolejna bieda z odzysku, Mama cierpiała i smuciła się, parę miesięcy wcześniej odeszła Malina, stara koteńka z podwórka szkolnego, u Mamy przeżyła 1,5 roku, była więc Danutka Mama moja mocno zasmucona... umęczona chorobami i śmiercią ukochanych zwierzaków... Ale wzięła Julkę wiedząc, że kolejny "zdechlak" w potrzebie... Czasem mi głupio że "ukradłam" mojej 80cio letniej Mamie te lata... Danka naprawdę ustawiła swoje życie pod potrzeby Julci. Te wielokrotne podejścia z jedzeniem, lekami... cała doba poszatkowana

. Patrzyły sobie w oczy do końca. Dziękuję Mamo.