Nie radzę sobie...

tak bardzo boli...
Alusiu, dlaczego??? Dlaczego musiałaś odejść? przecież tutaj jest Twój dom, Twoje łóżko, Twoje podusie, Twoje kolana i to wszystko co tak bardzo kochałaś..............
Choroba Alusi zaczęła się jeszcze w październiku, przestała jeść, chudła. Początkowo było podejrzenie stanu zapalnego dziąseł, planowany był zabieg czyszczenia zębów, przed którym zrobiliśmy badania i wyszły podwyższone parametry nerkowe. Zaczęło się leczenie nerek, codzienne kroplówki (Alusia zawsze dużo piła, dlatego często robiłam jej badania krwi, też pod kątem cukrzycy, zawsze miała dobre wyniki). Ale Alusia dalej chudła, nie chciała jeść, karmiłam ją strzykawką. Na początku listopada miał być zabieg, ale była za słaba, więc znowu kroplówki wzmacniające, diagnoza zapalenie jelit, a nawet podejrzenie chłoniaka jelit, w którego ja nie wierzyłam, wierzyłam, że będzie jeszcze dobrze. W międzyczasie Alusia dostawała antybiotyk, dziąsła się zagoiły, ale ona dalej nie jadła. Ostatnio była na Peritolu, zaczęła troszkę jeść, taką miałam nadzieję, że jakoś załapała to jedzenie, była jeszcze nadzieja. Ale nadzieja była złudna, była taka huśtawka, jak jeden dzień był lepszy, to kolejny zły. Byłam z nią na konsultacji jeszcze u dwóch weterynarzy, nie byli w stanie pomóc.
Alusi zaczęły wysiadać organy wewnętrzne, jelita nie pracowały. Dzień wcześniej było ratowanie życia, okazało się, że Alusia jest zatkana złogami kałowymi i jeżeli nie zrobi kupy, to musi być otwierana inaczej umrze. Otwieranie w jej stanie znaczyło też jedno. Lewatywa, intensywne nawadnianie, leki i ogromne wysiłki weta doprowadziły do tego, że wyszło z niej to świństwo, wydawało nam się, że teraz będzie lepiej.
Ale nie było... noc była straszna i już wiedziałam, że cudu nie będzie. Że nie mamy już żadnych szans, że nie mam prawa przedłużać jej cierpienia, że dowodem mojej wielkiej miłości będzie już tylko podjęcie tej najtrudniejszej decyzji. Całą noc nosiłam ją na rękach, moja ukochana koteczka powoli odchodziła.
Umarła na moich rękach, wtulona we mnie, tak jak zawsze się tuliła. Umarła spokojnie.
Wcześniej pożegnałyśmy się, poprosiłam Zuzię, żeby wyszła po Alusię, żeby wzięła ją za łapkę i poprowadziła tam, gdzie nie ma już bólu i cierpienia. I żeby czekały tam obie na mnie, ja kiedyś do nich przyjdę...
Wiem, że moja ukochana Alusia już nie cierpi..... tylko dlaczego to tak potwornie boli???
