Wiadomo, wiadomo, żyje sobie spokojnie, jak u Pana Boga za piecem. Do lekarza nie chodzi, bo nic mu nie dolega. Odwiedzam go regularnie i zawsze daje mi się wygłaskać, wziąć na kolana itp. W ostatnią sobotę, mając napięty do granic możliwości grafik weekendowy, zdecydowałam się odwiedzić rodziców razem z Antosiem, kotkiem z kłopotami pysiowymi.
Chcieliśmy z TŻ wpaść tylko na krótką kawkę w drodze powrotnej od pet masażystki, ale musieliśmy zostać na obiad. Trzeba więc było Antosia wypuścić z kontenera. Okazało się, że nie było konieczności izolowania kocurków w osobnych pokojach. Po obwąchaniu się pysio w pysio nie było żadnego prychania ani ataków. Antoś zwiedzał mieszkanie, a Herbatnik chodził za nim, a nawet go nawoływał. Kiedy mały schował się do tapczany, Batniczek gruchał na niego: Wychodź stamtąd natychmiast, bo wcale cię nie widzę

.