po wieczornym dyżurze:
Nastąpił rozgardiasz

, koty trochę przerażone , ale jak kazdy remont kiedys sie skonczy.
Białorudzia (Renia?)była bardzo apatyczna, przytulala sie i jak zaczarowana nie drgnela, poczatkowo myslalam ja zamknac w przedsionku, ale potem troszke jakby bylo lepiej, chowala sie jednak po kątach. Najdzielniej chyba znosi to Tyśka, Kryśka i ten czarny miziak-agresor.Łapka ledwo namierzyłam, nawet ominełoby go jedzenie, bo go nie było, potem wylazl i biedaczek skulony siedzial na górnej półce, ale wiem ze zjadl cos.Pozostałe pomykaly,ale w wiekszosci siedzialy za stołem , wiec tam im rozciągnęłam recznik,
Nuka -ogromne przerazenie. Ten biedaczek potrzebuje człowieka, bo on da sie poglaskac , pewnie by się szybciej oswoił; to przerażenie rani serce. Troche ogarnełam kurz, mimo iż Teresa mowiła aby nie sprzatac. Klucz ze zdrowej powiesiłam na klamce wewnatrz kwarantanny.
Przyniosłam im mięsko z indyka przemrożone , jedynie Bialorudzia nie chciala, ale to chyba jej dzisiejszy stan. czarny agresor-miziak lazil za mna i mnie razem z Kryśką atakowal , myśląc ze coś jeszcze mam. No i łapek bo byl schowany tez sie niestety nie załapal. W kuwetach ok. .
Pozdrawiam
EWASS