Niestety nie udało mi się skontaktować z kierownictwem. Rozmawiałam z jedną z koleżanek - pracownic schroniska. Udało mi się ustalić kila rzeczy. Jakieś niecałe 2 tygodnie temu Beatka zauważyła, że Puszkin mizernieje i chudnie. Zrobili badania. Ponoć wyniki parametrów nerkowych przekroczone są trzykrotnie

Na usg stwierdzono, że nerek to praktycznie nie ma. Miał zostać uśpiony. Dziewczyny jednak do tego nie dopuściły. Puszkin został odizolowany. Przez kilka dni udało się ustalić, że jakiś tam apetycik ma - marny bo marny ale je, nie stwierdzono też wymiotów. Faktycznie z lekka z paszczy mu śmierdzi ale na umierającego kota z mocznicą, póki co nie wygląda. Niestety nie otrzymał żadnej pomocy. Stwierdzono, że za jakiś moment zacznie konać z głodu i wtedy trzeba będzie go uśpić. I tyle.
Puszkin jest jednym z najcudowniejszych kotów jakie znam. Kocham go ogromnie ale nie jestem w stanie wziąć go na piątego do nas do domu. Mimo, że jest to niedorzeczne, próbowałam wybłagać to u Grześka ale nie ma szans

Wymyśliłam więc, że ugadam się by Puszkin będąc w schronisku, był już "moim" kotem i bym mogła zabrać go na pełne badania, ewentualne kroplówki i leczyć. Niestety nie mogę porozmawiać o moim pomyślę z p. Kierownik

Pozostaje nadzieja, że Puszkin doczeka przyszłego tygodnia. Postaram się dostarczyć mu dobre jedzenie i Alusal by już wychwytywać fosfor, by nie niszczył dalej nerek.
Nie wiem czy uda się w ten sposób pomóc Puszkinowi. Tymczas, choćby tylko tymczasowy byłby szansą Pusia na życie. Inaczej przyjdzie nam patrzyć jak powoli kona

I ja już nie wiem co więcej mogę zrobić by ratować mu życie... a jak on umrze, to ja nie wiem co zrobię
