
Ciepło dziś, kociaki będą zadowolone

W jednym z domków znalazłam rano biała kocicę która sie tak nieczęsto pojawia, ze nie wiem już czy ona ma dom, czy nie... Ludzi się boi, ale to standard


NOT - "mój" koci teren zwie się przystankiem tramwajowym Dobromiły. Miła nazwa, miejsce już trochę mniej - tramwaje w środku, ulice naokoło - boję się zawsze że ten ruch moze się kiedyś tragicznie skończyć, ale najstawrsza kocica (zwana przez 2 starsze panie Szarusią) jest tam już ponoć kilka lat. Koty mają swój rozum

W bardzo zaniedbanym budynku obok przystanku (przeznaczonym do remontu ale jeszcze mieszka tam chyba kilka rodzin) jest dziewczynka, która mi mówiła, że "tego z jednym okiem" zabrała jakaś pani - ale nie wierzę. Juz predzej zabraliby jego braciszka - tego elegancika, bo zdrowy, piękny, dorodby i do ludzi się garnie. Tamten nie dosć że jednooki to jeszcze dzik jakich mało mi przynajmniej nigdy nie udało sie go pogłaskać (moze zapamiętał mi te tabletki w żarciu zeszłej zimy



Te dwie starsze panie próbowałam namówić, żeby karmiły koty przy budkach a nie centralnie na przystanku bo ludzie kiedyś im krzywdę zrobią. No ale żeby do budek dotrzeć trzeba sie w krzaki wedrzeć, nie wiem może w ich wieku nie chce im się, bo miseczki na stałe zagosciły pod ławkę na przystanku

Wiecie, mam jedno niespełnione marzenie - chciałabym wygrać w totka jakieś grube miliony i powołać jakąś fundację zajmującą sie bezdomnymi kotami. Specjalistyczna klinika z możliwością dozoru kilkudniowego po sterylizacjach/kastracjach i w przypadku chorób, no i ekipę, która by zajmowała sie wynajdywaniem, wyłapywaniem i całym tym zawozeniem i odwożeniem dzikusów na zabiegi. Bezdomność skończyłaby się po kilku latach jak ręką odjął - bo narażone na tyle niebezpieczeństw dzikie koty nie żyją tyle co domowe, a bez możliwości rozmnażania nie byłoby więcej ani jednego malucha skazanego na to okropne życie. Teraz niby fajnie jest, że zabiegi sterylizacji (ale już nie kastracji) sa bezpłatne w TOZie, ale łapanie, transport i przetrzymywanie po zabiegu takiego dzikusa w domu jest dość problematyczne. Ja tylko z tą jedną czarną z przystanku (która zaginęła razem z tym jednookim) na razie tak miałam, ale mąż mi wypomina do dziś - bo wielka klatka wystawowa zajęła całą sypialnię, więc spaliśmy 2 noce na sofie, bo mimo zamkniętych drzwi woń hmmm nie powiem czego niosła sie po domu niestrudzenie



Rozpisałam sie nieprzyzwoicie ale szczerze mówiąc tak normalnie z nikim nie mogę o tym rozmawiać, nie mam ani jednej bratniej w tym względzie duszy w otoczeniu... Wszyscy moi znajomi pukają się w głowę, no w najlepszym przypadku wysłuchają mojego monologu (mój mąż jest na to najczęściej skazany) ale z ochotą zmieniają temat jak sie tylko nadarzy okazja

