popi pisze: Zamowilam dla zdrojowych troche tej promocyjnej Smilli, przyslali mi maila, ze juz wyslali, wiec moze juz jutro dojdzie. Daj mi znac prosze (moze byc na PW), to im wysle "recenzje" (czy jak sie to nazywa

) - to moje pierwsze zamowienie z zooplusa
Popi

Jesteś

Ogromnie Ci dziękuję!
Carmello, bardzo dziękuję za bazarek

- i czytelników, może raczej czytelniczki Candace Bushnell

również zapraszam
Dziękuję też za słowa uznania w związku z oswojeniem Syczusia - ale to doprawdy nie moja zasługa, tylko kotów z Malinką na czele. Ona jest nie tylko 'kocią zaklinaczką', ale przede wszystkim zaklęła mnie - nie przypuszczałam, że na stare lata się jeszcze zakocham, tymczasem wpadłam po same uszy

Malinka jest przecudowna, niezwykła, urocza, piękna, mądra, dowcipna, powabna, rozkoszna...
O czym to ja miałam... a, i właśnie wczoraj dzięki Wam została wykastrowana
Bardzo się o nią bałam, bo cały czas ma problemy z układem oddechowym, ale jednocześnie istniała obawa – która się potwierdziła - że Buziak zdążył ją zapłodnić, więc nie mogłam już tego odkładać. Wetka zresztą nie dopatrzyła się w badaniu żadnych nieprawidłowości, ale po zabiegu, będąc jeszcze pod wpływem narkozy, Malinka dostała ataku duszności. Wetka zaaplikowała jej steryd, kroplówkę i na wszelki wypadek zostawiła wenflon w łapce – ale jak dotąd jest dobrze, więc na szczęście okazał się niepotrzebny.
A tak dzisiaj Malinka wygląda:

Oprócz niej na zabieg pojechała Musia – czyli mama Syczusia. Za 2 tygodnie powiłaby 6 maluszków… Więc sterylka była mocno aborcyjna, też musiała dostać kroplówkę. To domowa kotka, która w zeszłym roku została wyrzucona w Zdroju w mocno zaawansowanej ciąży. Nie mogłam jej wtedy wykastrować i urodziła gdzieś w krzakach 6 małych, z których do dziś żyją trzy – jeden z nich to Syczuś, a drugi – również dziś wykastrowany, nieco płochliwy, ale przyjazny Zygzaczek:

Do wykastrowania z tej familii został jeszcze dzikawy Szczurek (lub Szczurka).
Z Musią mam duży problem, bo choć to kotka przyjacielska w stosunku do ludzi (jedynie gdy jest z czegoś niezadowolona, potrafi dobitnie to okazać), żywiołowo nienawidzi innych kotów. Dopiero teraz, gdy mam ją w domu, przekonałam się jak bardzo... Żaden kot nie może nawet znaleźć się w zasięgu jej wzroku, gdyż natychmiast z obłędem w oczach przystępuje do ataku. Bywa też, że w tej ślepej furii atakuje i mnie. Zresztą ten wzrok mówi chyba sam za siebie:


Boję się, że podczas tych ataków puszczą jej jakieś szwy, a nie mam jej gdzie odizolować. Postanowiłam założyć jej kołnierz, licząc że dzięki niemu spotulnieje - Musia zupełnie nie zwracała uwagi na to, że jej go zakładam, tak była zajęta wypatrywaniem innych kotów. A ponieważ kilkakrotnie znalazły się w pobliżu (zwłaszcza Buziak nie może się na nią napatrzeć

), zakładanie kołnierza było wielokrotnie przerywane po to, by sprowadzić ją z powrotem do kuchni, i zostawiło ślad jej ząbka na mojej ręce. Właściwie do teraz Musia nie zwróciła większej uwagi na kołnierz, w każdym razie zupełnie nie przeszkadza on jej w wyprawach po skalpy innych kotów.
Za te trzy sterylki, w tym dwie aborcyjne, dodatkowy steryd i kroplówki, wetka policzyła bardzo mało: 300 zł.
Praktycznie pieniądze już się skończyły; wetka co prawda, niepomna doświadczeń, chce mi znów odroczyć płatność i następne koty mogłyby jechać nawet jutro, ale chyba nic z tego nie będzie z powodu Musi... Muszę ją najpierw wypuścić lub znaleźć dla niej inne lokum.