Kussad, jeszcze raz wielkie dzięki za FB.
A teraz w ramach "ulżenia sobie" będzie jedno wielkie KURDE!!!
U mnie w domu kocięta nie chcą się leczyć. Wiadomo, za dużo kotów to i za dużo paskudztw do zwalczania. Nie mogę brać nic nowego, bo "stare" nie idą do domów.
A co zrobić w takiej sytuacji jak dzisiaj? Ledwo przekroczyłam granicę, jeszcze przed Świebodzinem, postanowiliśmy zrobić sobie "przerwę regeneracyjną". Późny i szybki obiad, i z powrotem do samochodu. A tu coś lata po parkingu. Małe, może ze 3 miesiące. Brudne jak nieboskie stworzenie, zaczepia ludzi. Żebrze pod knajpą. Kolega mi mówi: "przecież nie weźmiesz tego kota". A moja pierwsza myśl, to że przecież go tu nie zostawię. Pro-forma zapytałam na stacji czy to może czyjś kotek jest.

Pierwsza odpowiedź to była "zachęta do wzięcia sobie tego koteczka" albo zawiezienia go do zoo.
W tzw. markecie na stacji kupiłam jakieś jedzenie i blachę to pieczenia ciasta jako podręczną kuwetę.
Teraz siedzę w hotelowej łazience, dziecko się najadło i usnęło mi na rękach. Trochę polizało własne łapki, trochę moje, wtuliło, pomruczało.
I co, zostawić na jakiejś stacji benzynowej czy brać do domu?
