W niedzielę, 15.01.2012 r. odbyła się pierwsza wizyta Fundacji JOKOT w Korabiewicach. Następnych kilka dni upłynęło na gorączkowym poszukiwaniu domów tymczasowych dla przynajmniej części kotów przywiezionych do Warszawy . Aby nie zgubić tego wątku – przez kilka dni nie podejmowałam dyskusji z żadnymi stwierdzeniami na temat funkcjonowania Korabiewic. Nadal szukamy domów tymczasowych oraz wsparcia finansowego na przeprowadzone zabiegi, ale chyba jest już odrobina luzu, by móc do tamtych kwestii powrócić.
Na wstępie – cytuję post z zamkniętego wątku:
viewtopic.php?f=1&t=138053&start=0&hilit=Korabiewicemoja koleżanka pisze:W Korabiewicach nadal przebywa kilkaset zwierząt. Fatalna organizacja działań osób odpowiedzialnych za zwierzęta, a raczej jej kompletny brak powoduje przede wszystkim cierpienie zwierząt.
W ostatni mroźny weekend - w piątkowe przedpołudnie - odłowiono 4 półdzikie koty żyjące dotąd w lasku, cieszące się zupełną wolnością i - do ok. 2 tygodni temu - pełnym dostępem do karmy.
Koty zostały zamknięte w obskórnej, zardzewiałej klatce (2 szt) oraz 2 w dwóch małych kontenerkach.
Od piątku - nie wiadomo do kiedy miały nie dostawać jedzenia ani wody. Kiedy w sobotę o godz. 19.00 weszłam do lodowatego baraku w którym przebywały poczułam skondensowany smród kociego moczu.
Koty rzeczywiście nie miały jedzenia ani wody. Siedziały na przemokniętych od moczu tekturach.
Czy tak powinny wyglądać lepsze dni korabiewickich zwierząt?
Kto odpowiada za ten organizacyjny bałagan?
Czy administrator znowu skasuje niewygodny wpis?
Teraz po kolei: Koty żyjące w lasku postanowiliśmy złapać do sterylizacji, kierownik chciał również przynajmniej te milsze przenieść do nowej kociarni.
Akcja odławiania kotów miała się odbyć w sobotę przed południem, dlatego poprosiłam, by w piątek NIE KARMIONO kotów (info dla niewtajemniczonych: aby złapać dzikiego kota do klatki-lapki powinno się go przegłodzić). W czwartek okazało się jednak, że z powodu choroby kierownika przekładamy akcję na niedzielę, więc w piątek rano koty dostały jeść. Niemniej jednak już w piątek pracownikom udało się odłowić dwa koty, a w sobotę następne dwa. Koty te zostały umieszczone w jednym z baraków, dwa razem w jednej klatce wystawowej (owszem, zardzewiałej potężnie) oraz w 2 kontenerach.
Koty zostały umieszczone w baraku na niecałe dwie doby – od piątku do niedzieli. Było to lokum tymczasowe, chodziło o niełączenie kotów świeżo złapanych, z widocznymi objawami chorobowymi i na pewno zarobaczonych z kotami z kociarni, względnie zdrowymi. Barak ten NIE jest obecnie przeznaczony do przetrzymywania zwierząt.
Smród kociego moczu to tam owszem – czuć. Jest nim przesiąknięty caly barak, łącznie z podłogą i wszystkimi kocami. W niedzielę (15.01.2012) miałam przyjemność przeczołgać się za jednym z kotów po podłodze, zdjęcie chyba nie wymaga komentarza co do warunków jakie tam były:
Tu widać róg owej klatki oraz jednego z kotów podczas wstępnych oględzin w niedzielę, 15.01.2012

a tu stan ogólny baraku i rog kontenera. Kiepsko widać, ale widać w nim kawałek miski. W tej metalowej klatce nie ma, bo osobiście wyjęłam miski zanim zaczęłam przekładać koty.

Co do stanu samych kotów: 3 z nich miały infekcję górnych dróg oddechowych – te trzy nadal są w szpitaliku na leczeniu, nie nadawały się do zabiegu sterylizacji. Były też zarobaczone (tasiemce!) i mają chore uszy (silny stan zapalny w efekcie ataku świerzbowców). Czwarta (ta biało-bura) była w stanie umożliwiającym sterylizację.
Wszystkie cztery były KOTKAMI. Konieczność odłowienia ich do sterylizacji nie powinna podlegać dyskusji na tym forum.
A teraz kilka
informacji ogólnych o Korabiewicach. Od razu zaznaczam, że moje informacje pochodzą z rozmów z Tomaszem Lesinem, obecnym kierownikiem obiektu oraz na własnych obserwacjach z 2 wizyt na miejscu.
Najpierw małe „who is who”p. Magda Szwarc – założycielka przytuliska, potem schroniska, prezes Fundacji Niedźwiedź, w 2011 r. odebrano jej prawo opieki nad zwierzętami
p. Marek Suławko – obecny właściciel terenu oraz prawny opiekun zwierząt
p. Tomasz Lesin – obecny kierownik obiektu, na mocy upoważnienia od p. Marka
p. Basia K. – była opiekunka kotów, to ona zajmowała się kotami w barakach
p. Małgorzata Krawczykiewicz – inspektor TOZ w Żyrardowie, od dawna wizytująca Korabiewice, wypowiadająca się w mediach pozytywnie o warunkach panujących na miejscu.
Po przekazaniu zwierząt p. Markowi Suławko faktycznie był pomysł na możliwie szybkie usunięcie stamtąd zwierząt i sprzedaż ziemi. Nie wchodząc w szczegóły (bo nie zamierzam brać udziału w konflikcie) – obecnie ten pomysł jest nieaktualny. EDIT: wyjaśniam: obecnie NIE MA PLANÓW sprzedaży ziemi i wiążącego się z tym usuwania zwierząt. Przytulisko ma funkcjonować, tylko w poprawionej wersji.
Obecny kierownik od listopada m.in.:- zaczipował wszystkie psy
- odrobaczenie wszystkich psów i kotów w kociarni
- zaszczepił je na wściekliznę
- urządził kociarnię w ogrzewanym budynku
- zadbał o regularne dostawy jedzenia
- umożliwia adopcje zwierząt z przytuliska i podpisuje umowy adopcyjne
- rozpoczął sterylizację suk
I na pewno zrobił jeszcze inne rzeczy, na które nie zwróciłam uwagi.
Sytuacja na miejscu jest trudna:- brak prądu (niezapłacone przez p. Magdę Szwarc rachunki na ok. 20 tys. zł)
- w efekcie brak wody (bo nie pracuje pompa) – woda jest więc tylko w kranach w przedniej części obiektu, a po reszcie terenu jest rozwożona w beczkach i wiadrach
- zaledwie 6 pracowników (nie pracuje już Barbara K. i Ireneusz W.)
- kilkaset zwierząt
- prawie wszystkie psy mają do dyspozycji tylko budy (brak budynków dostosowanych np. do roli szpitalika czy geriatrium – jest tylko kilka ciepłych miejsc w pomieszczeniach obok kociarni)
- napięta sytuacja „międzyludzka” i „międzyorganizacyjna”.
Tym niemniej obecny kierownik DZIAŁA. I dopóki DZIAŁA, to chcę mu i zwierzakom pomagać. Nawet jeśli nie uda się dzięki temu przeorganizować obiektu na tyle, by zapewnić wszystkim zwierzakom godziwe warunki, to można spróbować możliwie dużo zwierząt wyadoptować. I pomóc tym, które zostają.
Jak można pomóc, by mieć pewność, że pomoc trafia tam, gdzie ma trafiać? Najlepiej zrobić to „osobiście”:
- kupić karmę i dać ją kierownikowi (mieszka w Warszawie i może ją przewieźć codziennie)
- kupić karmę i zawieźć ją osobiście (lepiej się wcześniej umówić z kierownikiem, by nie stać pod bramą)
- umówić się z kierownikiem i wspólnie podjechać do rolnika od którego kupuje słomę/owies itp. – i sfinansować ten zakup
Przypominam telefon do Tomasza Lesina, kierownika obiektu: 695 280 402