To teraz wrócę do najważniejszych rzeczy - czyli kotów moich.
Na noc musiałam zamknąć Fuksji drzwi od łazienki, bo ok. 2, panna postanowiła wypuścić się na zwiedzanie mieszkania. Wszystko byłoby oki, gdyby nie to, że każde spotkanie z kotem obwieszczała głośnym warczeniem, czyli właściwie warczała cały czas. Pozwoliłam jej połazić przez chwilę, skoro już sama wyraziła taką chęć, ale kiedy zaczęła się nakręcać za bardzo, a koty zaintrygowane jej głosem zaczęły się w okół niej skupiać, co potęgowało oczywiście dźwięki wydawane przez Fuksję - poprosiłam ją grzeczne, by może jednak wróciła na swój kocyk.
Kiedy rano do niej weszłam przywitała mnie brzuchem do góry i mruczeniem. Kiedy nakładałam mokre dla `wybrańców` w łazience towarzyszył mi dwugłos Fuksji [nieco schizofreniczny

], bo kiedy do niej mówiłam i patrzyłam na nią, a czasem pogłaskałam robiąc coś innego - Kolorowa mruczała, ale jak tylko jej wzrok padł na któregoś z obecnych w łazience kotów usiłowała warczeć.
Na tę grupkę, która jest karmiona w łazience Fuksja warczy już zdecydowanie mniej. Jakby przyzwyczaiła się do pewnej procedury, zwłaszcza porannej. Nie startuje też już od razu z łapami, jak któryś kot podejdzie w zasięg - po prostu ostrzega głosem, że sobie nie życzy. Na szczęście, moje koty nie odpowiedziały ani razu na te łapoczyny - ustępują jej pola - więc Fuksja powoli się uspokaja.
Kłopoty z Ewo rosną. Karmię ją z ręki, osobno. Podawane jedzenie je, nawet w dość normalnych porcjach, sama jednak do misek nie chce podchodzić. Antybiotyki z trudem hamują ropny katar. Dziś podam jej Inmodulen. Strasznie opornie się leczy. Jest chudziutka i najczęściej śpi zwinięta w ciasny kłębek na mojej poduszce lub na różowym posłanku obok mojej głowy. Z optymistycznych informacji jest tylko ta, że kupy ma już `prawie` normalne.
Również Przemyś schudł. Z tym kotem po prostu sobie nie radzę.
Cinias też jest zagadką. Też nie wiadomo, jak tego kota leczyć, żeby go wyleczyć... znowu jest posmarkany i biegunka się nasiliła.
Z rzadszych atrakcji.
Dyd i Hopi są `niewyraźni`.
Ewo, Dyd i Hopi kwalifikowaliby się na badania krwi. Ale w tym miesiącu przebadałam trójkę, plus sterylka Tili i wcześniej kłopoty z Trójką maluchów. Jakoś muszę sobie poradzić.
Wieści bardziej radosne - Otak z Powodzianką stanowią [i:8pk46n9r]okropny [/i:8pk46n9r]duecik. Jeśli do nich dołączy Liściasty - w domu mam mały tajfun. Powodzianka jest zupełnie bezstresowym kotem. Jak już nikt nie chce się z nią bawić - goni ogon Tili, albo podgryza jej [i:8pk46n9r]pęciny[/i:8pk46n9r].

Tila zupełnie dobrze to znosi. Pozwala nawet małej dosłownie włazić sobie na łeb.
Powodzianka ma jeszcze tę cudną zaletę, że potrafi rozbrykać `postawnego` Mbati.

Gęba sama mi się śmieje, gdy patrzę, jak Słoniu bawi się z `mróweczką`.
Tila oczywiście już jest zupełnie zdrowa. Pancernego psa nic nie ruszy.
To tyle `w skrócie` - bo poza realizacją `bzika poznawczego`, życie w hospicjum toczy się jak zwykle.
