Odebrałam wczoraj wyniki Kici i jestem cała szczęśliwa

.
Kreatynina - 3,47 mg/dl (1 lutego było 5,82 mg/dl)
Mocznik - 126,6 mg/dl (1 lutego 283,3 mg/dl)
Potas - 5,1 mmol/l (norma 4,1 - 5,6) ostatnio było 5,8 mmol/l
Fosfor - 1,45 mmol/l (norma 0,81-1,45 ) ostatnio było 3,3 mmol/l
Żelaza ani całej morfologii, która dwa tygodnie temu była bardzo ładna nie powtarzałam.
Widać, że Kitka czuje się dobrze, chętnie je, chociaż nie są to wielkie porcje, ale i też nie jakieś maleńkie jak ostatnio. Niestety, karma nerkowa jest be, można ew. polizać i dopominać się o coś innego. Wiadomo, że Duża się złamie i da "normalnej" karmy

. No trudno, najważniejsze, że je, że fosfor w normie i inne wyniki też dużo lepsze.
Chciałabym bardzo ten stan utrzymać. Skoro kroplówki tak ładnie pomogły, to pewnie dobrze byłoby je (nie tak często jak teraz, ale jednak) powtarzać. Może wystarczyłoby podać jedną raz na dwa tygodnie np. ?
Zobaczę co dr Ewa zdecyduje dzisiaj.
selene00 pisze::ryk: no oczywiście, że dywanik najlepszy, bo z Twojej Aniu opowieści wynika, że to jedyne miejsce w domu, gdzie siuśki nie podpływają pod łapki

Podziwiam odwagę, bo na włochaty dywanik nigdy bym się nie zdecydowała. Jak to czyścić?
Iwonko, kupno dywanika było sprawą głęboko przemyślaną

. Musiał być maskujący kolorem i fakturą. Żadnych gładko strzyżonych, w które kłaki wbijają się ja rzepy, a najmniejszą plamkę widać na kilometr. To już ćwiczyliśmy i dziękujemy

.
Wyczytałam gdzieś na forum, że przy kotach dobrze sprawdzają się dywany typu shaggy - o, takie coś:
http://www.allegro.pl/item915846625_dyw ... akosc.htmlTo był strzał w dziesiątkę

. Kłaki się nie wbijają, latają sobie luźno w nitkach dywanu, odkurza się szybko i bezproblemowo. Wszelkie "niespodzianki" sprząta się się z równie pożądanym skutkiem. Najpierw zbieram dokładnie papierem toaletowym, a potem z płynem do czyszczenia dywanów i szczotką ryżową szoruję do czysta. Potem psikam płynem neutralizującym brzydkie zapachy i już. Dodatkową zaleta dywanów tego typu jest to, że są mieciuchne i koty z lubością uwalają na nich swoje cielska

.
Nie wiem, jak by to było przy częstym posikiwaniu, na szczęście Dyziek tylko raz go "ochrzcił", a potem dał spokój.