Ufff, udało mi się wstawić trochę zdjęć.
Deesiak sobie funkcjonuje w miarę dobrze. Bomby przeciwbolowe, które dostaje (steryd plus bunondol 3 razy dziennie) odnoszą skutek, bo - mam nadzieję - nic jej nie boli, troszkę sobie podjada. Niestety śłini się masakrycznie cały czas i to utrudnia jedzenie. Ale- zjada po trochu, nie do końca wg moich potrzeb, ale chyba wg swoich

, co noc wskakuje mi do łózka i śpi ze mną. Nie do końca jestem zadowolona z opieki nad nią - nie zawsze pamiętam, aby jej smarować skórkę maścią, wyczesywać, bo kołtuny zaślinione i wyschniete lekko i znów zaślinione po prostun odpadają i zostaje łysa skórka.. Trudno. Robię co mogę, a sama staram sie i zmagam nie tylko z Deedisiową rzeczywistościa, tylko z całym kontekstem od 13 stycznia tego roku (lub nnawet 17 października ubiegłego).
Jestem mniej na forum, bo akurat czwartek i piat6ek pracuję i się mega koncentruję - wczoraj szefowa mnie pochwaliła dwa razy za wyłapanie jakichś spraw mówić "nie będę ci o takich rzeczach mówiła za każdym razem, ale dzisiaj ci powiem brawo za znalezienie...". Im też chyba zalezy zebym wróciłą do swojej formy, bo wiedzą, ze staram się i naprawdę w porządku pracuję. Po poiniedziałkowych moich wymysłach miałam mocną rozmowę z siostrą i rózne zalecenia - które się staram wdrażać - np ćwiczenia z jogi antypłaczowe i rozluźniające klatke piersiową i oddech, które mam robić w ogrodzie w pracy plus wczoraj się dwa razy przytuliłam do drzewa, pomogło. Plus robienie przerw, zeszt do spraw - na razie opisuję jak dla tłumoka w zeszycie każdą , najdrobniejszą rzecz do zrobienia, nie ufam swojej pamięci .. Itd itp i to wszystko zabiera czas. jak wracam do domu to leki dla DeeDee, głaskanie stada, pobyty na korytarzu, głaskanie, przytulanie, zabawy, rzucanie orzeszka i... padam na mordkę.
Zaraz jadę do olsztyna. DeeDee spakowana (tzn jej rzeczy, leki, miseczki w ktorych chyba jest jej łatwiej jeść), ja też.