
Śmy się wyczekali w kolejce w poczekalni trochę

Na przegląd pojechała Tać z Alfikiem - obojgu zaordynowałam badanie tarczycy.
Jak szaleć to szaleć

Poszalała też Taciunia kochana moja - znowu do niej z maszynką wyskoczyli i kotek się wściekł.
Tak mnie dziabnęła, że zostawiła mi w palcu ten kieł, co go mieliśmy usuwać...
Kochane kociątko - chce pańci pieniążka zaoszczędzić

Ponieważ bardzo chciała zostawić też coś w łapce pani dr, to musiałyśmy ją ciut spacyfikować.
Zapięta (z trudem) w torbie iniekcyjnej gryzła nadal jak opętana, więc dostała jeszcze namordnik

W efekcie wyglądała jak Hannibal Lecter kociego świata

O atrakcjach typu, że krew do próbówki nie leci, za to potem chlapie na cały gabinet nie ma co wspominać...
A sugerowałam pani dr, że sama pobiorę, tylko niech mi da igłę i słoik - podstawię pod ucho i naciurla się na zaś.
Wszystkie te atrakcje podniosły Taci cukier... z 287 w poczekalni do 294 po powrocie do domu



Jeśli ktoś myśli, że sama podróż do weta wywindowała wynik do 287, to uprzejmie informuję, że 2h przed wyjściem z domu miała 249 i tendencję rosnącą.
Taki Taciulek...
Alfikowe machanie łapkami po taćkowych wyczynach można uznać za standard.
Jego przynajmniej można przytrzymać za kark...
A teraz ogryzam paznokcie w oczekiwaniu wyników

Oczywiście żadne nie było uprzejme podzielić się moczem do badania.
Za to Alfik próbował mnie naciągnąć na badanie kału

