Wczoraj miałam telefon w sprawie Mimki. Jak na razie wszystko jest OK. Mimka zadomowiona a domownicy uczą się życia z kotem w domu. Zaczynam nabierać pewności, ze Mimka do mnie nie wróci.
3 dni temu moja wetka wspomniała o pewnej pani, której córka znalazła kociaka i wzięła do domu. Maluch został odpchlony i odrobaczony. Wszystko by było dobrze gdyby nie fakt, że dziewczyna jest uczulona na sierść kotów i psów. Rodzina, która przygarnęła kociaka lubi i szanuje zwierzęta. Dokarmia i leczy pobliskie wolno żyjące koty. Maluch na pewno by znalazł u tych państwa dom gdyby nie to bardzo silne uczulenie. Poszłam dzisiaj porozmawiać o kociaku i w rezultacie mam go u siebie. Dziewczyna, która znalazła kociaka nie ukrywała łez. Mam nadzieję, że odnajdzie ten wątek na forum.
Maluch ma na imię Ozzy. Zaczął wymieniać mleczne siekacze górne, czyli ma około 4 miesięcy. Posturą przypomina Tycię od Iśki i Mimkę, czyli ma łapki jak patyczki, ogon jak sznureczek i duży brzuszek. Jednym słowem pokraczny jest, ale na pewno będzie piękny. Już zrobił siusiu do kuwety i zaczyna brykać. Widać, że obecność kotów go ośmieliła.
Właśnie wrócił z pracy mój niby TŻ i od progu zapytał czy nie chcę małego kociaka, takiego jak ten co w kojcu siedzi albo może trochę starszego. Jego kolega znalazł koło samochodu takie coś bure i wziął do domu, ale ma psa Husky i kata raczej nie ma zamiaru zatrzymywać.