Tak to się dziwnie plecie ,że narobię szumu a potem pojadę po kota.
Tzn pojechałam na planowany wolontariacki dyżur w schronisku. Transporter w bagażniku i tak zawsze mam.
Długo obserwowałam Dziadka Kostka . Zwinięty wciskał się mocno w budkę . Czasem wyszedł , położył się na posadzce na boku , po czym wracał do budki. Pojadł trochę surowej wołowiny . Koleżanki do dwupaku (Amfora i Retka) okupowały wybieg , zero zainteresowania sobą po jednej i drugiej stronie.
Patrzyłam , zajmowałam się innymi kotami , znów wracałam do Kostka. Myślałam "może nie jest tak źle , może ktoś go zaadoptuje" .
No i przyszły dwie panie : matka z córką . Pooglądać koty , bo mają jednego i może zastanowią się nad drugim . Ale w zasadzie tak sobie popatrzeć. Opowiadałam o wszystkich po kolei. I na słowa o Kostku " takiego starego to się nie bierze bo zaraz zdechnie"- zamarłam. Na koniec dnia wzięłam Kostusia i poszliśmy załatwić formalności adopcyjne.
Dziadek Kostek przybył do schroniska 13maja- w dniu moich urodzin. Chyba był mi przeznaczony. I jest 13-tym kotem na tym wątku.
Myślę ,że poprzedni Opiekun Kostusia patrzy na nas z góry i uśmiecha się . Może być spokojny o tego seniora . Bardzo dbał o swoje koty i ja postaram się nie zawieść.
Dziadzio Kostek na pewno ma problem z sercem . Muszę sprawdzić czy miał złamany mostek . Sprawdzić nerki.Czeka nas sporo diagnostyki. Ale zaczniemy od 16czerwca , gdyż nasza doktor jest na urlopie . Teraz Kostuś będzie spokojnie wypoczywał w domowych pieleszach. I może uda nam się choć troszkę zwiększyć wagę. 3,5kg to przy jego wzroście o wiele za mało(dr Mateusz nazwał Kostka kościotrupem).
Po otwarciu transportera położył się na chodniku w przedpokoju i tak cały czas leży



A ja kupiłam zakład w Lotto ( do wygrania 30mln) , bo jakoś finansowo trzeba będzie to ogarnąć
