Mamy się,w domu komplet,to najważniejsze.
Ale mówię Wam,jak nie przystopuję,to kiedys(jak to mawiała moja dawna koleżanka)zrobi mi się takie -pyk-i nie będe wiedziała jak sie nazywam.
Jutro kolejna próba zdiagnozowania Pawełka pod katem neurologicznym,od tego zależy czy sie
edukacja weźmie w końcu i ogarnie,czy nadal bedzie nauczany tak aby był.Bo bez papiera z pieczątką,to w tym ciemnogrodzie nikt nie raczy zauważyć ze dziecie me ma głęboki niedosłuch(neurologiczna diagnoza potrzebna jest głównie dla audiologa,chodzi o przewodzenie i tym podobne bajery z połączeniami nerwowymi i ich przewodzeniem).
Osrodek polecany,ale w takiej mieścinie ze PKP tam nie dojezdża,więc teraz kombinuje z dojazdem i bardzo uważam cobym nie nakombinowała znów tak ze podróż skończymy w zupełnie innej miejscowosci(bo mam do tego talent przeciez).
Po powrocie od weta z Orsonem,okazało sie ze mam całą chałupkę w czadzie(dym),sprawdzilismy z sasiadką mieszkania w pionie,bo mamy tu samotne starsze osoby i sprawdzić trzeba.
Wszystko ok,ale ewidentnie czad gestym dymem bucha z mojej setki odpływowej w łazience.
Rafał miszcz,w końcu "wymacał".Latem sasiedzi "ciagnęli"te setkę ode mnie do swojego mieszkania i
fachowiecktóry to robił wywalił cudownym cudem w scianie,za setką dziersko.Prawdopodobnie próbował czyms umocować te setke do sciany ale jakims drugim cudownym cudem zaskoczył ze za tą scianą jest komin i dał sobie spokój.
Spokój jego był tak głęboki ze dziurska za setka nie zakleił.Teraz sasiedzi zaczynają palić w piecach i przez dziursko wali mi czad na mieszkanie.
W domu mamy tylko zaprawę do kafli,Rafał próbuje tym pozaklejać choc do jutra.
Kosmos jakis,nie ogarniam.
Musze dziecie wykąpać i sie,a tam w łązience mini remont awaryjny.
Myślałam ze sie wnerwie,ale jednak nie,moze jutro,albo pojutrze.Dzisiaj nie.