dochodzę do siebie po totalnej grypie czy co to było, przeleżałam dobre kilka dni w łóżku, dobrze że babcia zachodziła do mnie po jedzonko, i nosiła kotkom od Mruczeńki, pojemniki regularnie wyrzucane, ale to nic, wczoraj i dziś sama nosiłam, oprócz kotów które znam z widzenia, przybłąkała się też bardzo wychudzona kocinka szara z białymi skarpetkami, kładę im wielkę tackę żarcia dla kilku kotów, bo tak zimno, w pracy też dokarmiam dwa razy dziennie, tam koty w stanie b.dobrym tzn odpasione, a Kruszynka nie do poznania, Mruczeńka je, je i najeść się nie może, nawet w nocy budzi koleżankę i chce jeść, bardzo grzeczna i miziasta, pani karmicielka dziś dzwoniła, że jeszcze nie wiadomo kiedy wyjdzie z tego szpitala, mam do niej pojechać, babcia mówiła, że dwa bloki dalej jakiś pan dokarmia też 4 koty, które wg babci wyglądają bardzo nędznie, pan mówi, że nie mają nawet dokąd się udać na drzemkę, tam wszystkie okienka zamknięte na głucho, dlatego niedługo będą domki, bo pani i uczniowie z liceum obiecali pomóc, muszę tylko dowieźć materiały, mój domek prawie wykończony, jeszcze tylko folią okleić i gotowy, sianko jest, jutro wybieram się do ogródka wykopać bulwy kwiatów, bo mama teraz z kolei zaziębiona, więc przy okazji pod balkonem obłożę kryjówkę styropianem i folią bo wiem że tam koty się bez przerwy chowają u mnie, a domek postawię koło ławki, muszę tylko jeszcze daszek dorobić, okienko uchylone u nas w piwnicy, mam nadzieję, że koty tam włażą bezdomniaki, w nocy -2
do pracy będzie potrzebna jeszcze też jedna budka, bo zauważyłam, że koty w dzień siedzą przy takich belach na ziemi, więc tam pod choinką postawię budkę aby siedziały sobie...no i tak to wygląda, mój tato ma operację w przyszłym tygodniu na początku i bardzo się martwimy, zwłaszcza że tato czuje się źle i od kilku miesięcy prawie nie je, kciuki potrzebne za niego...