Wracam z naszym Marcysiem na białaczkowy wątek...
Dodam tylko, że nasza wetka opieprzyła Laboratorium za taki brak kompetencji, za brak profesjonalizmu, za całkowitą beztroskę... Bazowaliśmy na informacjach uzyskanych od osoby, która podpisywała się pod wynikami...
To co poniżej - to wiadomość od naszej wetki, która dodzwoniłą się do kogoś, kto stoi nad tą beztroską dziunią w tamtym laboratorium. Dostała pełną informację...
"Test Marcysia to IF , który jest wykonywany w dwóch etapach, informację, którą dostałyśmy to informacja o wyniku wstępnym podana w nawiasie (negativ)- nie świadczy o braku białaczki, a dopiero po pewnym czasei jest wynik ostateczny= końcowy. Badanie jest wykonywane w dwóch miejscach w Niemczech i wielkiej Brytanii - prawdopodobnie jednoczeście w dwóch etapach.Pani doktor mówiła, że zdarza się, że wynik może wyjść pozytywny mimo wstępnego wyniku ujemnego. Pocieszające jest dla mnie to, żę jego stan ogólny jest b. dobry i nie mamy spadku leukocytów, pani dr Gawlik, powiedziała, że w takim przypadku warto jest jeszcze stosować interferon i za 6 miesięcy jeszcze powtórzyć testy - najpierw Elisa potem PCR, możliwe , że nie ma masywnego ataku wirusów.
IF stwierdza obecność wirusów w krwinkach białych krwi przy jednoczesnej obecności wirusa w szpiku, gdyby nie było go w szpiku to test powinien byc negatywny. Pytałam się również o sensowność wykonania badania szpiku, pani doktor mówiła, że nie ma sensu, bo IF daje wiarygodność. Dziś rozmawiałysmy z mamą, że najgorsze w tym wszystkim jest to , że Marcyś miał kontakt z innymi, nie powinno dojść do zakażenia, ale myślę, że przy okazji nastepnych badań trzeba bedzie Hopci zbadać białaczkę met. ELISA. Zastanawiamy się co z kastracją Marcysia, można albo zastosować hormony lub pod działaniem Zylexisu próbować kastrować. Jednak istnieje duże ryzyko spadku odporności po kastracji, musimy to poważnie przemysleć."
Tak więc Marcyś od wczorajszego wieczora siedzi w izolatce i płacze. My ryczymy z bezsilności i strachu o kociste, z którymi miał kontakt przez ostatni tydzień...
Nie byłam na to przygotowana. Jesteśmy załamane.
A Marcyś nie. Czuje się jak zawsze dobrze. Ma w nosie białaczkę i tylko płacze z powodu powrotu do izolatki.