» Śro mar 26, 2014 19:03
Re: Wojtusiu...tak bardzo tęsknię....
Nawet nie wiedziałam, że ten wątek podczytywało tyle osób, że tyle ich kibicowało mojemu chłopczykowi....
Dziękuję Wam bardzo.
Mam nadzieję, że te osoby, które w tej chwili walczą z chorobami swoich koteczków, wygrają, z każdym paskudztwem, z każdą chorobą, a ich kotki będa miał długie i szczęśliwe życie. Życzę Wam tego z całego serca.
Nie wiem, co gorsze....szok nagłej śmierci, czy kilka tygodni patrzenia, jak kochany nade wszystko kotuś po prostu znika. Chyba to boli tak samo, choć pewnie to drugie dłużej....
A najbardziej chyba boli bezsilność.
Zdarzało mi się, że właśnie ta bezsilność bolała, tak mocno, że waliłam czołem w drewnianą ścianę.
Tak, jakby los mówił: " Patrz, moge zrobić, co zechcę, jak będę chciał, to ten maluch bedzie żył...ale akurat teraz mam taki kaprys, że nie chcę. I nic nie zrobisz, nie możesz. Umieraj, burasku ".
To był dobry wątek.
Dobry i pełen uczucia, nie tylko mojego i Wojtusiowego.
Teraz widzę, że tyle Was tu było, choć niektórzy tylko podczytywali.
Ale tu historia Wojtusia się kończy...
Zaczyna się inna, pisana przeze mnie w moim sercu.
Tam Wojtunia nadal żyje.
Zamknęłam na prośbę Założycielki. N/K
" There are people who have an extraordinary, spiritual connection with animals. And when such a man dies, it happens, that he connects with the animal that he was closest to and loved most. "