Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-część 12.

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie lis 14, 2010 10:16 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-48 kotów-Bydgoszcz.

MariaD pisze:Trzymanie wolnożyjących, półdzikich kotów w domu jest dla mnie niehumanitarne, właśnie z tego powodu, że w przypadku jakiejkolwiek choroby nie ma możliwości im pomóc czy nawet poddać jakimś badaniom w przypadku podejrzenia choroby.


Nie lubię wręcz organicznie atmosfery przepychanek, oskarżeń wszystkiego podobnego, co na prawdę nikomu nie służy poza udawadnianiem swoich racji, dlatego nawet zaglądam tu rzadko, chronię swój spokój.
Ale w tym wypadku chciałabym, abstrachując od wszelkich innych tematów, odnieść się do tej konkretnej wypowiedzi. Mam Magię, potwornie sponiewieraną przez człowieka, przywiezioną z Kielc. W Kielcach wypuszczenie jej na miejsce jej bytowania równało się wyrokowi śmierci (tępienie kotów), z innych miejsc pod "swój" blok wracała. Magia jest u mnie od 3 lat. Żyje normalnie, w pewnym stopniu bierze udział w życiu domu z zainteresowaniem obserwując co się dzieje, nawet jeśli goście przychodzą. Oczywiście wymagało to mnóstwa wysiłku oswajania, o czym może i pamiętasz, bo z Tobą też się konsultowałam. Aktualny stan jest całkiem zadawalający, nawet przeniesienie do nowego mieszkania przeszła dość łatwo i zaadaptowała się szybko.
Tylko... nadal nie pozwala się dotknąć. W czasie przeprowadzki była złapana przemocą. Nie tak dawno zachorowała, coś z paszczą, śliniła się i nie chciała jeść. Na szczęście udało mi się zachęcić ją do śmietanki z pokruszonym Unidoxem i powoli wyszła na prostą. Gdyby nie? Wołałabym posiłki, złapanie, kontenerek, przebadanie z głupim jasiem i np. antybiotyk długodziałający. Wiem, to nie jest proste, sama boję się jej ewentualnej choroby, ale przecież... nie wypuszczę jej, nie będę też szukać nowego domu, wychodzącego, gdzie na nowo będzie się oswajać, albo po prostu ucieknie i nadal w razie czego leczona nie będzie.
Więc chyba to nie jest takie jednoznaczne. Łapać dziczki do domu aby łapać to krzywdzenie, ale są różne sytuacje. Jeśli kot jest poważnie chory, to o ile nie świruje całkiem (nie wiem, nie czytałam całości), to oswajałabym i leczyła. Czy potem wypuścić? To zależy. Jeśli w domu żyłby tak jak Magia, a to okazałoby się np. rakiem, to lepiej niech żyje w domu, a gdy się bardzo pogorszy, to eutanazja, niż śmierć dziczka gdzieś w krzakach, często w mękach.

Anka

 
Posty: 17254
Od: Sob mar 08, 2003 21:23
Lokalizacja: Gdynia

Post » Nie lis 14, 2010 10:57 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-48 kotów-Bydgoszcz.

Aniu, różnice między Twoją kotką i postępowanie z nią a mirka_t i Miszą są znaczne.
Magia to Twój kot, tak zadecydowałaś i starałaś się z nią pracować by jak najlepiej dostosować ją do życia w domu. Poświęciłaś jej mnóstwo czasu i wysiłku - jej i tylko jej. Nie jest kotem tymczasowym, w stadzie kilkudziesięciu kotów.
Byłaś w stanie zauważyć jej problemy na tyle wcześnie by móc ją leczyć z dobrym skutkiem.
Zakładanie dla Miszy, że wyadoptuje się go jedynie do domu niewychodzącego jest z góry założeniem, ze ten kot zostanie do końca jego dni w DT. Samooszukiwanie się lub celowe działanie dla znalezienia sponsora.

Moja opinia na temat trzymania w domu kotów wolnożyjacych i nieadoptujących się do sytuacji na tyle by być choć trochę "obsługiwalnymi" jest niezmienna. Nie popieram tego. I to jest moje prywatne zdanie.

Anka pisze:Jeśli kot jest poważnie chory, to o ile nie świruje całkiem (nie wiem, nie czytałam całości), to oswajałabym i leczyła.

Misza nie świruje ale też nie jest właściwie leczony. Nie zauważono na czas jego problemów z nerkami, uszy też nie są do końca wyleczone. Po prostu tam jest. Jaki dla niego to komfort?
Anka pisze:Jeśli w domu żyłby tak jak Magia, a to okazałoby się np. rakiem, to lepiej niech żyje w domu, a gdy się bardzo pogorszy, to eutanazja, niż śmierć dziczka gdzieś w krzakach, często w mękach.

To gdybanie, pisanie najczarniejszych scenariuszy, które nigdy mogą się nie zdarzyć. Czy to oznacza, ze każdy kot wolnożyjący powinien być złapany, na siłę oswajany i trzymany w mieszkaniu? Bo może zachorować, bo może skończyć tragicznie?
Miszy nie proponowałam wypuszczać, bo i gdzie, skoro przyjechał spoza Bydgoszczy jedynie znalezienie dla niego domu wychodzacego. Czy tam czy u mirka_t ma takie same szanse na leczenie, a możliwe, ze będąc jedynym kotem - większe - w domu stałym.
Nie dowiemy się czy zmiany na uszach Miszy to rak czy nie - nie będzie badań histopatologicznych. Jak był ku temu czas - mirka_t tego nawet nie rozważała, teraz jest za późno.
Nie uda się stwierdzić czy problemy z nerkami to rzeczywiście pnn czy mają inną przyczynę. Nie u mirka_t.

Jedyna różnica między życiem Miszy u mirka_t a w domu wychodzącym to to, że tu jest stłoczony w stadzie kilkudziesięciu kotów i tak dokończy życia a gdzie indziej choć przeżyłby te ostanie swoje tygodnie/miesiące tak jak by mu to odpowiadało. W komforcie psychicznym.
Obrazek

MariaD

Avatar użytkownika
 
Posty: 39272
Od: Pt mar 19, 2004 18:31
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Nie lis 14, 2010 11:10 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-48 kotów-Bydgoszcz.

Mario, dziękuję za szersze wyjaśnienie swojego zdania.
Jeśli chodzi o trzymanie w domu kotów nieobsługiwalnych, czyli praktycznie dziczków - mam właściwie podobne zdanie. Tylko mówię - są wyjątki.
Nie uważam, że należy profilaktycznie wyłapać wszystkie wolnobytujące koty bo mogą zachorować. Przeczytałam tylko o sensie zrobienia u Miszy badań histopatologicznych i stąd moja wypowiedź o raku. Szerzej nie czytałam. Bo atmosfera temu nie sprzyja. Tak jak pisałam - nie chce mi się stresować.

Anka

 
Posty: 17254
Od: Sob mar 08, 2003 21:23
Lokalizacja: Gdynia

Post » Nie lis 14, 2010 11:14 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-48 kotów-Bydgoszcz.

MariaD - szukasz tych różnic na siłę.
Nie lubisz Mirki i w każdym jej postępowaniu znajdziesz coś, do czego się przyczepisz. Zawsze.
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Nie lis 14, 2010 11:24 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-48 kotów-Bydgoszcz.

MariaD nie doczytałam, aby Anka diagnozowała swoją dziką kotkę. Dawała jej w karmie unidox, bo kotka zachorowała. Ja za to przez kilka miesięcy niemal codziennie targałam Miszę do weta, aby opatrzyć ucho. Wypracowała, że sam wchodził do transportera. Potrafiłam u weta chwycić go tak, że już nigdy więcej poza pierwszą wizytą nie wyrywał się. Zajmowanie się nim w domu przypłaciłam wieloma zadrapaniami, ale robiłam, co trzeba było zrobić. Dwa razy zabrałam Miszę na pobranie krwi. Został wykastrowany, pozbył się zepsutych zębów i kamienia, miał dwa zabiegi chirurgiczne na uchu. Twierdzisz, że nie zauważyłam w porę problemów z nerkami. A czy dalia zauważyła u swojego pieszczocha Szagiegio? Gdyby nie złamał łapy to czy by zauważyła, że ma na tyle podwyższone parametry nerkowe, iż operacja była niemożliwa? Dlaczego aga9955 wstawiła sobie w podpis tekst o konieczności corocznych badań? Kłamiesz, że Misza nie jest leczony, choć wyraźnie napisałam, że jest na tyle na ile jest to w jego przypadku możliwe.

Przede wszystkim razi Cię "zagęszczenie" kotów u mnie, choć osoby odwiedzające mnie pytają - gdzie są te wszystkie koty, bo ich nie widać. Razi Cię, że koty mają sponsorów, ale to nie Ty jesteś sponsorem.
Obrazek<=klik
Obrazek

mirka_t

 
Posty: 12774
Od: Pon gru 20, 2004 18:21
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Nie lis 14, 2010 11:27 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-48 kotów-Bydgoszcz.

MariaD pisze:Miszy nie proponowałam wypuszczać, bo i gdzie, skoro przyjechał spoza Bydgoszczy jedynie znalezienie dla niego domu wychodzacego. Czy tam czy u mirka_t ma takie same szanse na leczenie, a możliwe, ze będąc jedynym kotem - większe - w domu stałym.
Nie dowiemy się czy zmiany na uszach Miszy to rak czy nie - nie będzie badań histopatologicznych. Jak był ku temu czas - mirka_t tego nawet nie rozważała, teraz jest za późno.
Nie uda się stwierdzić czy problemy z nerkami to rzeczywiście pnn czy mają inną przyczynę. Nie u mirka_t.

:lol:
Ciekawa jestem jak sobie wyobrażasz funkcjonowanie takiego półdzikiego kota w domu wychodzącym?
Że będzie na zawołanie przychodził i oddawał mocz do badania?
Że będzie na zawołanie przychodził i pozwalał się wieźć do weta na badanie krwi?
I, że do tego będzie grzecznie przychodził na posiłki złożone wyłącznie z odpowiedniej karmy leczniczej?
A jak się gorzej poczuje to pewnie przyjdzie grzecznie do domciu zamiast zaszyć się w jakiś krzakach i tam sobie umierać...
No chyba, że wcześniej takiego osłabionego chorobą trafi jakiś pies albo człowiek.
Jak dla mnie - pomysł rewelacja :twisted:
OUT OF ORDER Obrazek

pixie65

 
Posty: 17842
Od: Czw paź 20, 2005 9:53

Post » Nie lis 14, 2010 11:29 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-48 kotów-Bydgoszcz.

mirka-t - razi mnie Twoje zadufanie w siebie, krzywdzące w rezultacie koty jakie masz na tymczasie.

Agn - nie szukam różnic na siłę - same się rzucają w oczy.
Tak, nie lubię osób, które swoim postępowaniem nie poprawiają losu kotów jakie mają pod opieką. Czy to będzie DT czy hodowczyni chcąca uśpić nosicieli.
Obrazek

MariaD

Avatar użytkownika
 
Posty: 39272
Od: Pt mar 19, 2004 18:31
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Nie lis 14, 2010 11:37 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-48 kotów-Bydgoszcz.

pixie65 pisze: :lol:
Ciekawa jestem jak sobie wyobrażasz funkcjonowanie takiego półdzikiego kota w domu wychodzącym?
Że będzie na zawołanie przychodził i oddawał mocz do badania?
Że będzie na zawołanie przychodził i pozwalał się wieźć do weta na badanie krwi?
I, że do tego będzie grzecznie przychodził na posiłki złożone wyłącznie z odpowiedniej karmy leczniczej?
A jak się gorzej poczuje to pewnie przyjdzie grzecznie do domciu zamiast zaszyć się w jakiś krzakach i tam sobie umierać...
No chyba, że wcześniej takiego osłabionego chorobą trafi jakiś pies albo człowiek.
Jak dla mnie - pomysł rewelacja :twisted:


Oj tam, pixie65, przecież...
:arrow:

casica pisze: Taki dom zresztą Ci zaproponowałam, taki dom, gdzie kot mógłby zdecydować sam jak chce spędzić życie. Czy jako kot domowy, czy jako wychodzący, czy jako przydomowy.
Są, zdarzają się koty wolnożyjące, które chcą domu i człowieka, i to widać, to się wie. Są i takie, które akceptując człowieka, kotami domowymi być nie chcą. W takim przypadku, uważam, że lepsze dla kota jest wypuszczenie go. Tak, ze świadomością nawet, że będzie żył krócej, ale będzie zadowolonym kotem, a przecież chyba głównie o to chodzi?


Jak dla mnie - wszystko jasne.
Forumowa komisja przyjedzie i ustali z Misza, co kot wybiera. Co tam `przyjedzie`... Forumowa Komisja już wie i widzi, co Misza by wybrał.

[Na marginesie, powyższe pisze osoba, która trzymała starego, chorego kota w klatce z pleksi, specjalnie pewnie skonstruowanej na życzenie tegoż kota, który w takim troskliwym domu, na pewno miał możliwości wyboru.]
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Nie lis 14, 2010 11:39 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-48 kotów-Bydgoszcz.

Tylko drobna prośba do wszystkich - nie stwarzajcie sytuacji rankingu - sytuacja Magii to jedno, sytuacja Miszy to druga, po prostu zadałam pytanie, otrzymałam odpowiedź, i proszę więcej nie porównywać. Inna choroba, inny kot, gdyby unidox nie pomógł zdecydowanie, bezspornie po dosłownie dwóch dniach to też bym badała.
Każdy kot jest inny. Nie było moim celem żadne porównywanie się.
Dziękuję za zastosowanie się do mojej prośby.

Anka

 
Posty: 17254
Od: Sob mar 08, 2003 21:23
Lokalizacja: Gdynia

Post » Nie lis 14, 2010 11:42 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-48 kotów-Bydgoszcz.

pixie65 pisze:Że będzie na zawołanie przychodził i oddawał mocz do badania?

A teraz przychodzi? I czy przychodziłby w domu niewychodzącym?
pixie65 pisze:Że będzie na zawołanie przychodził i pozwalał się wieźć do weta na badanie krwi?

A teraz przychodzi? I czy przychodziłby w domu niewychodzącym?
pixie65 pisze:I, że do tego będzie grzecznie przychodził na posiłki złożone wyłącznie z odpowiedniej karmy leczniczej?

A teraz dostaje? I nie wykluczone że dostawałby w domu wychodzącym.
pixie65 pisze:A jak się gorzej poczuje to pewnie przyjdzie grzecznie do domciu zamiast zaszyć się w jakiś krzakach i tam sobie umierać...

To jedyne co mu teraz może mirka_t zapewnić - eutanazję.

I dom wychodzący był rozpatrywany gdy nic nie wskazywalo na problemy z nerkami.
Teraz to Misza czeka na eutanazję.

Czy pojawiłyby się problemy z nerkami w DS i co obecnie jest tego przyczyną tego nie wiemy i się nie dowiemy.
Obrazek

MariaD

Avatar użytkownika
 
Posty: 39272
Od: Pt mar 19, 2004 18:31
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Nie lis 14, 2010 11:43 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-48 kotów-Bydgoszcz.

Wypowiedzi casicy i jej koleżanek w tym wątku brzydzą mnie i nie chce mi się tu odzywać z tego powodu, ale dzisiaj muszę. Szkoda, że jej wątek na KŁ się skończył, tam panie mogły wyładować frustracje, a przynajmniej kto nie chciał, nie musiał ich czytać. Przeczytałam sobie kilka stron wątku, stąd wiem (bo na pewno zaraz zapytają)

Mirko chwilowo zawieszam adopcję Fryzjera. Moje tymczasowe maluszki http://www.kociezycie.pl/forum_kocie/viewtopic.php?f=1&t=1503&start=0 umarły wszystkie. Zostały długi u weta, bo chociaż oczywiście skoro nie założyłam im wątku na forum i nie zdawałam relacji na bieżąco jak są leczone, to zdaniem tu aktywnych (w przewadze) na pewno ich nie leczyłam, Ty Mirko wiesz jak wygląda walka o umierające koty.
Obrazek Obrazek Obrazek

Gutek

Avatar użytkownika
 
Posty: 2840
Od: Sob wrz 09, 2006 0:34
Lokalizacja: Oława, Wrocław

Post » Nie lis 14, 2010 11:45 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-48 kotów-Bydgoszcz.

Agn pisze:Jak dla mnie - wszystko jasne.
Forumowa komisja przyjedzie i ustali z Misza, co kot wybiera. Co tam 'przyjedzie'... Forumowa Komisja już wie i widzi, co Misza by wybrał.

No ba...
Przewodnicząca Komisji JUŻ wie, że niezbędna będzie eutanazja.
OUT OF ORDER Obrazek

pixie65

 
Posty: 17842
Od: Czw paź 20, 2005 9:53

Post » Nie lis 14, 2010 11:47 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-48 kotów-Bydgoszcz.

Gutek przykro mi z powodu kociąt. :(
Obrazek<=klik
Obrazek

mirka_t

 
Posty: 12774
Od: Pon gru 20, 2004 18:21
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Nie lis 14, 2010 11:50 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-48 kotów-Bydgoszcz.

Gutek, strasznie mi przykro...


MariaD, z tego, co napisałaś można wyciągnąć wniosek, że zmiana domu i tak nie poprawi niczego w obsłudze Miszy, więc... po co?

Pixie65, w tym przypadku to akurat trudno nie być prorokiem. Misza faktycznie `czeka na eutanazję` - jak większość starych, nerkowych kotów. To, czego MariaD absolutnie nie dostrzega to to, że Misza jest zaopiekowany i czeka w zadziwiająco dobrym komforcie, w porównaniu z tym, co mu `zaoferowano` zanim trafił do Mirki.
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Nie lis 14, 2010 11:51 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-48 kotów-Bydgoszcz.

Anka pisze:Tylko drobna prośba do wszystkich - nie stwarzajcie sytuacji rankingu - sytuacja Magii to jedno, sytuacja Miszy to druga, po prostu zadałam pytanie, otrzymałam odpowiedź, i proszę więcej nie porównywać. Inna choroba, inny kot, gdyby unidox nie pomógł zdecydowanie, bezspornie po dosłownie dwóch dniach to też bym badała.
Każdy kot jest inny. Nie było moim celem żadne porównywanie się.
Dziękuję za zastosowanie się do mojej prośby.

Ten post powinien pojawić się po poście MariaD. Przecież to ona dokonała porównania. Twoje działania przedstwawiła jako dobrą robotę a moje jako szkodzenie kotom.
Obrazek<=klik
Obrazek

mirka_t

 
Posty: 12774
Od: Pon gru 20, 2004 18:21
Lokalizacja: Bydgoszcz

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: kasiek1510, Paula05 i 69 gości