Dzisiaj po godz.10 sąsiadka zapukała do moich drzwi. Podała mi swój telefon. Dzwoniła jej matka, która adoptowała ode mnie Diago. Powiedziała, że jest na działce i pod krzakiem róży znalazła kociaka wielkości pięści. Według jej działkowego sąsiada kociak płakał od wczoraj. Nie miała co z nim zrobić, więc zgodziłam się żeby przywiozła go do mnie. Kocurek ma ze 3 tygodnie, po wewnętrznej stronie prawego ucha miał opitego krwią kleszcza. Jest duży i dobrze odżywiony. Ma bardzo silny instynkt ssania. Trisza nie chce go znać. Dałam mu RC Convalescence Instant, odsiusiałam, położyłam w transporterze na poduszce elektrycznej i sztucznym misiu, który zaczął ssać, po czym wreszcie usnął. Boję się, że nie dam rady go utrzymać go przy życiu. To już dla mnie za dużo.
