Przepraszam, że dopiero teraz pisze ale praktycznie nie mam dostępu do neta.
Jak ja cholernie żałuje że się zdecydowałam na tą operacje! Mam taki żal do siebie. Nienawidzę tego..
Pojechaliśmy do weta. Kluska spała mi na kolanach a kotka do sterylizacji siedziała w transporterze. Tak ślicznie spała. Bałam się tej operacji. Miałam przeczucie, że coś będzie źle.
Doktor chciał najpierw operowa Kluskę ale powiedzialam żeby ciachnął tamtą. Bałam się dac Kluseczkę na operacje. I siedziałyśmy sobie na ławeczce przed lecznicą z Kluską i czekałyśmy. Kluska brykała po trawie i kamieniach które były obok ławki. Nie odzywałam się i Klusia po chwili pomyślał, że jest sama i pierwszy raz zamiauczała! Byłam w szoku! Zaczęłam do niej mówic, przyszla do mnie i weszla mi po nodze na kolana. Taka mądra, taka kochana.. Strasznie żałuje. Chciałam się wycofac z tej operacji ale myślałam że było umówione i tak za bardzo wycofac sie nie można. A miałam przeczucie! Ale głupia pomyślałam sobie że mi sie wydaje, że histeryzuję, przesadzam... A tu jednak nie.
Klusia weszła mi na kolana i zasnęła. Po kilku minutach zerwała się warcząc i prychając. Byłam zszokowana, nigdy tak nie robiła. Przytuliłam ją i zaczęłam do niej mówic i uspokajac. Po chwili zasnęła i nawet chwilkę pomruczała (robiła to bardzo bardzo żadko). Chwilę później przyszedł doktor że już na operację. Jak mogłabym byc taka głupia i nie zareagowac.. Nienawidzę siebie za to. Myslałam, że mi się tylko wydaje, że to przez strach o nią. Miałam ją na rękach gdy zasypiała po zastrzyku. Gdy doktor podszedł aby ją wziąśc nie chciałam jej oddac. Tak żałuję że się nie wycofałam z tego

Gdy doktor ją wziął poszłam do samochodu, zdjęłam jedną koszulę i położyłam na siedzenie obok aby Klusia mogła leżec przy mnie. Pomyslałam wtedy że to już nie będzie jej potrzebne. Zbeształam się za tą myśl. Po 2 godzinach zawołała mnie asystentka doktora i zaczęła mówic że były kłopoty z oddychaniem. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zapytałam czy żyje. Nie. I zobaczyłam Kluskę. Leżała na ręczniku. Urosła od kiedy ją wzięłam do siebie. Zaczęłam płakac i przeklinac. Ale nie głosno. Starałam się hamowac. Zapytałam dlaczego umarła. A on że wystąpiły problemy z oddychaniem już po operacji gdy mieli mi ją oddac. Reanimowali ale już się nie udało. Płakałam, ręce mi się trzęsły. Najpierw wzięłam transporter z kotką i zaniosłam do samochodu. Ludzie w poczekalni przestali rozmawiac i tylko na mnie patrzyli. Wróciłam po Kluskę. Doktor powiedział że może zrobic sekcje aby sprawdzic dlaczego tak się stało. Nie chciałam bo już umarła i nie ważne czy serce było słabe czy coś innego. Doktor powiedział że jest mu przykro ale nie tak bardzo jak jest mi. Nie mogłam mówic. Wzięłam Kluskę i wyszłam. W poczekalni jedna z kobiet zapytała czy operacja się udała. A ja że nie i zaniosłam moją małą do samochodu. Nie pamiętam jak dojechałam do mojej wsi. Odwiozłam kotkę po sterylce właścicielce. Płakała razem ze mną.Mogło nie byc tej operacji i by żyła

Czułam to, Klusia też czuła że coś jest nie tak ale dlaczego do cholery nie zareagowałam. Tak żałuję
Wiedziałam że tak bedzie ale myślałam że tylko mi się wydaje, ze to tylko ze strachu przed operacją. Jednak nie
Na drugi dzień rano umarła ta biała koteczka która miała biegunkę.
Nie udało się. Klusia umarła i nic tego nie zmieni. Myszka ma się dobrze, ale jej braciszek został zabity przez psa. Te 2 ładne kotki (brat i siostra Klusi) też mają się dobrze. Ich mama została ciachnięta. 3 kotki pani Emilowej też ciachnięte i nie będą miały kolejnych kociąt. Kotka kumpla też ciachnięta - nie będzie kociąt. Moja Dziunia też ciachnięta (mama Luśki, którą przestała karmic)
Takie były te wakacje
