Karmicielki nie dadzą mu dt - rozmawiałam, to są kocięta urodzone jesienią, było pięć, jedna z nich wzięła wszystkie do domu, tego podtrutego wykarmiła smoczkiem,, teraz na wiosnę przywiozła na działki. Wtedy, kiedy go kastowałam chciałam zabrać jeszcze trzech braciszków (jeden już nie żyje), nie dała. Na pytanie, czy na zimę zabierze do domu (mieszka na drugim końcu miasta, na pewno nie będzie często przyjeżdżać z karmą) stwierdziła że po co, przecież są duże

Przywiozła go do lecznicy pod ciężką presją i po awanturze drugiej karmicieki.
Bardzo trudno mi z nią rozmawiać, pani mi nie wierzy z założenia, wypytuje się, co naprawdę robię z tymi kotami. Może teraz, kiedy widzi, że kot jest jednak leczony, zmieni postawę i zgodzi się go oddać.
Na działce są jeszcze dwa braciszki (mam nadzieję, że jeszcze żywe), i siostrzyczka - typowo domowe ..
I jeszcze sporo kompletnie oswojonych kotów.