No i było......
Przeczułam albo i wykrakałam.....
Przed 1,00 wybił mnie z drzemki rozpaczliwy śpiew Cyrylka....
Zerwałam się natychmiast i co widzę....
"biedny" Cyrylek siedzi skulony siedzi tuż obok swojego domku a w "bezpiecznej" odległości leży wyciągnięty śpiący Franuś...
Pomyślałam że Cyryl boi się Franka, może chce sobie pospacerować...
Dałam się nabrać. Płacz Cyrylka to była pieśń bojowa
Zamiast sie ucieszyć że i docenić że od pierwszej chwili został wpuszczony "na salony" postanowił to wykorzystać.
Podniosłam Frania z podłogi i kiedy przenosiłam na jego posłanko na wyższym poziomie...... Cyrylek wyskoczył do góry jak na spręzynce...
i wbił się wszystkimi łapkami i zabkami we Frania. Taki cfaniak
W powietrzu nic nie moglam zrobić. Było niewesoło. Musiałam i puścić bo już zobaczyłąm własną krew na rękach
Padły na kanapę. TeZik musiał zwiewać. Zaczęła się porządna kotłowanina. Stoczyły się na podłogę....
Na wszelki wypadek wieczorem przygotowałam sobie spryskiwacz do kwiatków.
Mimo porządnego "deszcz" tylko Franek raz spojrzał na mnie ale po chwili
skupił się na szamotaninie.
Złapałam poduszkę i one okładały się nawzajem a ja oba równo okładałam poduszką...
PO dłuższej chwili udało mi się oderwać Franka, Cyryl znowu sie odbił... ale zdązył tylko dziabnąć go dwiema łapkami. Byłam szybsza
TeZik dostał zadanie utrzymania w bezruchu Frania a ja usiłowałam "odłowić"

Cyrylka. Wcisnął się pod wielki ciezki fotel i nie mogłam go wyciągnąć

a wiedziałam że tak nie mogę go zostawić no i musiałam przecież obejrzeć czy nic mu się nie stało..
Nawet do jedzonka nie chciał wyjsć.... I to mnie przestraszyło.
Fotel przestawiłam i już nie uciekał.
Cyrylek nie doznał zadnego uszczerbku. Franio raczej nie zrobił użytku ze wszystkich swoich możliwości....
W przeciwieństwie do Cyrylka....
Gdzie nie spojrzę - wokół kępki sierści Frania... ale na Franiu nie widać tez zadnej kontuzji
Wzięłam Cyrylka razem z jego rezydencją do łazienki i narazie tam "mieszka"
Nie przypłacił stresem tego wydarzenia. Potężna porcja jedzonka którą mu zostawiłąm do rana znikneła..
Franuś też z tego zamieszania odniósł swoistą korzyść
Wie że mamunia może sie przydać nie tylko do robienia zastrzyków i wpychania tabletek...
Mamunia też broni kota...
Od rana ociera mi sie o nogi i podstawia do głaskania
Franio w łazience też domaga się miłości...
Całe zajście ma "pod ogonkiem" Już o nim chyba zapomnieł. Za to Franuś waruje pod drzwiami do łazienki
I co ciekawe - psy WOGÓLE nie wtrącały się podczas tej awantury
Znam moje psiska i wydaje mi sie to dziwnne...
Dały kotkom prawo do samodzielnego załatwiania włąsnych spraw.
Ważne ze nie ma ofiar
Zobaczymy jak będzie wyglądało dalej docieranie...
Narazie wiem że kastracja jest KONIECZNA.
Cyrylek po zastrzykach nie odczuwa narazie bólu łapki. Robi z niej użytek
Kosteczki wcale nie są zrośnięte. I nie zrosną sie. Wet powiedział ze jeśli bolesność nie ustanie CAŁKOWICIE w takich przypadkach stosuje się amputacją paluszków i dzięki temu kicia odzyskuje pełną sprawność łapsi.
Do czwartkowego popołudnia wytrwamy. Będą "kontrolowane" zbliżenia kotków i zobaczymy jak kształtują się relacje między nimi
[/img]