No niestety nie pojechałam po ten żwirek, bo TZ zabrał auto, a bez samochodu nie wydostanę się z tej naszej wioski indiańskiej.
Także, biegalam za kotem za każdym razem do wc, żeby pilnować czy nie zjada żwirku. No i o dziwo nie jadł.
Ale tak pracowicie zakopywał, że nakurzył niemiłosiernie, kaszlał, kichał, mnie też drapało w gardle. WC wyglądało jak podczas burzy piaskowej

On w ogóle lubi kopać, pamiętam na początku, jak porządkowałam ziemię po ogórkach, to ja wyrownywałam, a on kopał niezliczone ilości dołków

Za tydzień idę z nim na szczepienia, bo to będzie równo miesiąc od kastracji. Lekarz mówił, że dopiero po miesiącu może szczepić, bo jakiś antybiotyk dostał. Boszszsz.....juz się denerwuję tym.