Przyznam szczerze, że dr Lenarcik troszkę mnie rozczarował.
Najpierw zasugerował, że powinnam pojechać do Multiwetu, bo on za mało wie o koteczce. Miał wątpliwości czy na pewno nic nie jest złamane. Faktem jest, że jak ją tylko dotykał, delikatnie, od razu warczała. Powiedział, że łapa na 95% do amputacji, powiedział to samo co lekarka z Multiwetu o uszkodzonych nerwach.
Potem jednak dał jej leki (te które zalecił Multiwet), a po przeczytaniu dokumentacji z Multiwetu powiedział, że nie ma się do czego przyczepić. Że zrobili co trzeba było. Łapa prawdopodobnie nie do uratowania, a inne objawy urazu mózgu mogą, ale nie muszą wyjść jak zacznie troszkę więcej kocich aktywności uprawiać. Na razie: oczy reagują, uszy reagują, odruch łykania jest, bo zjada, jak jej się wstrzyknie, łebek trzyma prosto, utrzymuje równowagę.
Powiedział, że trzeba czekać i dać jej czas.
Ale tym początkiem trochę mnie zdenerwował, bo pomyślałam, że za wcześnie ją Multiwet oddał i coś może się stało niedobrego od wtorku.
Wróciłyśmy do domu, zjadła troszkę strzykawką, umyła się dokładnie, wygląda dużo lepiej (pewnie zaczął działać lek przeciwbólowy). Po jedzeniu szybciutko poszła na swoje posłanko
