Dziadzio dziś ok. 15:00 wyszedł sobie z pokoju. Pochodził po mieszkaniu, próbował się wcisnąć pod regał w pokoju syna. Zaniosłam go na balkon na słoneczko, ale nie chciał tam być.
Wyglądał bardzo źle

nie życzył sobie dotykania, nie reagował w ogóle na mnie, chodził ze zwieszoną główką. Jego wyraźnie coś boli.
Zrobił piękną kupę pod telewizorem, a potem schował się w kącie i wyglądał przeżałośnie.
Więc odniosłam go do jego pokoju, gdzie się ożywił, zjadł pół saszetki, stuknął ze trzy baranki i poszedł spać.
Wczoraj miałam z nim wielkie zmartwienie - przez dwie godziny się męczył próbując zrobić kupę.
Nie wiedziałam już jak mu pomóc, próbowałam nawet zrobić mu lewatywę ale się nie dało - był kompletnie zatkany.
Poszłam ze strachem spać po północy, bo już nic więcej nie mogłam zrobić.
Poradził sobie, miałam rano trochę sprzątania ale bardzo mnie ucieszył widok jaki zastałam

Od tej pory dostaje do każdej porcji jedzenia trochę oleju.