wróciłam późno do domu, nie zamknęłam drzwi na klucz, a zamkniete tak-o to on w minutę rozbroił kiedy ratowałam łóżko przed Cezarkiem ściągającym z radości pieluszkę ...

widziałam go ok 15 w niedzielę na posesji sąsiadów, ale kiciałam go przez ogrodzenie nadaremno w piękne słońce tylko popatrzył na mnie z wyrzutem i ani myslał podejść ani na jedzonko, ani na rączki..tylko dalej się wygrzewał..
teraz zaczęłam się poważnie martwić. nie wiem co robić, nie widziałam go już 2 dzień. on kiedyś był działkowy, juz jako kastrat, więc myślę że poradzi sobie z przyrodą, tylko ze nie poradzi sobie z ludźmi i samochodami

wyszedł w niedzielę z Tkackiej ( miedzy Górniczą a Hutniczą ) na wrocławskich PILCZYCACH/obrzeżach Kozanowa.
pomóżcie bo ja szaleję z rozpaczy








