Jak pomóc kotom z Huty Warszawa?

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob mar 24, 2012 14:17 Re: Jak pomóc kotom z Huty Warszawa?

Bzdury .Ale te dzikie koty zyja w mieście. Tu sa inne warunki- to nie las. Kocieta gina w piwnicach i innych nieciekawych miejscach z glodu glownie. A kocury maja nie zapladniac kotek- to proste jak budowa cepa.
Żegnaj Budusiu......tęsknimy

moś

 
Posty: 60859
Od: Wto lip 06, 2004 16:48
Lokalizacja: Kalisz

Post » Sob mar 24, 2012 16:30 Re: Jak pomóc kotom z Huty Warszawa?

mama-san pisze:No dobra, miałam się już nie odzywać w tym wątku, skoro tak strasznie denerwuję niektóre osoby. Ale napiszę jeszcze raz, bo chciałabym przeczytać jakieś logiczne, pozbawione inwektyw wytłumaczenie.
Rozumiem oczywiście że należy kastrować koty DOMOWE, mój osobisty kocur też jest wykastrowany. Do kotów domowych zaliczam także te które z różnych przyczyn w domu nie mieszkają ale bytują na przykład na osiedlach pod opieką karmicielek. Ale co z kotami DZIKIMI które radzą sobie bez nas?
Dlaczego w stosunku do nich nie miałyby obowiązywać takie same zasady jak w stosunku do lisów, saren , zajęcym dzików i innej dzikiej zwierzyny?

Ponieważ nie ma takiego gatunku w Polsce jak kot dziki. No może jest: żbik i ryś. Koty żyjące na terenie huty należą do gatunku felis catus (lub felis silvestris domesticus) , czyli KOT DOMOWY. Nie jest to gatunek, który w naturalny sposób występował w Europie tak, jak sarny lub zające. Udomowiony został w Afryce. Koty zdziczałe nie dają sobie rady bez człowieka. Nie mieszkają tak, jak dziki, sarny czy zające z dala od ludzkich siedzib, np. w lasach. Koty w hucie tez korzystają z pomocy człowieka. Po pierwsze w kwestii schronienia, po drugie w kwestii jedzenia. Te koty są dokarmiane. Dlatego żyją. A tu cytat z Ciebie:

mama-san pisze:Pracownicy mają oficjalnie zakaz dokarmiania kotów, niemniej regularnie wynoszą dla nich resztki jedzenia z zakładowej stołówki. Koty czekają na karmienie w stałych miejscach, bytują wszędzie tam gdzie z instalacji wydobywa się ciepło.


mama-san pisze:Dajcie mi proszę logiczny argument dlaczego koty dzikie będące elementem ekosystemu mają podlegać kastracji? Przecież nikt nie kastruje lisów nawet gdy jest ich za dużo. Człowiek ingeruje w ekosystem dla zachowania jego równowagi, eliminując tylko jednostki chore (leśniczy dokonuje selekcyjnego odstrzału), pełni w ten sposób rolę jaką w zdrowym ekosystemie pełniłyby drapieżniki.
Dzikie koty , jak te na terenie huty, utrzymują populację na jednakowym poziomie, na przestrzeni wielu lat jest ich ta sama ilość. Polują na ptactwo i gryzonie, same padają ofiarą lisów. Same widziałyście że te którym udało się przeżyć były dorodnymi osobnikami, nie były zdegenerowane. Co więc uzasadnia naszą ingerencję w ten system? A tak tutaj podkreślane cierpienie małych kociąt? Przecież w przyrodzie to normalne że bociany wyrzucają z gniazda nadprogramowe piskęta których nie zdołają wykarmić, że mysz w stresie potrafi pożreć miot własnych młodych. Takie prawa rządzą w przyrodzie. Mam czasami wrażenie że wchodząc w obszar prawdziwej ekologii wiele osób zachowuje się nie do końca racjonalnie. kot na kanapie i kot w zaroślach na obrzeżach ludzkich siedlisk to dwie kompletnie różne istoty.

To nie są dwie kompletnie różne istoty, to te same koty. Jeden oswojony, drugi wtórnie zdziczały. I bardzo często także domowy, ale taki, który stracił dom z różnych przyczyn.
Co uzasadnia ingerencję? Może to, że małe pisklątka bocianów lub myszęta nie umierają na naszych oczach? A kocięta i dorosłe koty, wolnożyjące i bezdomne tak.
Są i inne przyczyny. Koty wolnożyjące dokarmiane rozmnażają się udanie i ponad miarę, a nie wszędzie są mile widziane. Np. w hucie. Są tez takie miejsca, w których koty z dnia na dzień tracą schronienie. Są bez pardonu wyrzucane z miejsca dotychczasowego bytowania. Więc kastrować trzeba, żeby ograniczyć ich populację.
mama-san pisze:Co się dzieje z wykastrowanymi kocurami które trafiają z powrotem do swojego środowiska? Siedzą osowiałe, pasywne, zdane na łaske ludzi którzy teraz będą już musieli dokarmiać je sumiennie do końca życia. Te koty zartaciły wolę walki i instynkt polowania. W domu na kanapie nie byłby im faktycznie potrzebny, ale tam, w zaroślach?

To jest absolutna nieprawda, że wykastrowane koty wracające do środowiska siedzą osowiałe i pasywne. Skąd masz takie wiadomości? Koty wykastrowane polują tak samo, jak niewykastrowane. A koty wolnożyjące w piwnicach naszych miast nie są samowystarczalne! Nie potrafią się wyżywić same i kastracja nie ma tu nic do rzeczy!
Ostatnio edytowano Sob mar 24, 2012 16:55 przez mimbla64, łącznie edytowano 1 raz
Obrazek

mimbla64

Avatar użytkownika
 
Posty: 14760
Od: Pon lis 12, 2007 9:29
Lokalizacja: Warszawa Wola

Post » Sob mar 24, 2012 16:52 Re: Jak pomóc kotom z Huty Warszawa?

Pozwolę sobie zacytować Myszkę.xww - kotki nie polują jajnikami, kocury nie polują jądrami. Kastracja nie wpływa na ich instynkt łowiecki.

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Sob mar 24, 2012 18:37 Re: Jak pomóc kotom z Huty Warszawa?

mimbla64 pisze:
mama-san pisze:No dobra, miałam się już nie odzywać w tym wątku, skoro tak strasznie denerwuję niektóre osoby. Ale napiszę jeszcze raz, bo chciałabym przeczytać jakieś logiczne, pozbawione inwektyw wytłumaczenie.
Rozumiem oczywiście że należy kastrować koty DOMOWE, mój osobisty kocur też jest wykastrowany. Do kotów domowych zaliczam także te które z różnych przyczyn w domu nie mieszkają ale bytują na przykład na osiedlach pod opieką karmicielek. Ale co z kotami DZIKIMI które radzą sobie bez nas?
Dlaczego w stosunku do nich nie miałyby obowiązywać takie same zasady jak w stosunku do lisów, saren , zajęcym dzików i innej dzikiej zwierzyny?

Ponieważ nie ma takiego gatunku w Polsce jak kot dziki. No może jest: żbik i ryś. Koty żyjące na terenie huty należą do gatunku felis catus (lub felis silvestris domesticus) , czyli KOT DOMOWY. Nie jest to gatunek, który w naturalny sposób występował w Europie tak, jak sarny lub zające. Udomowiony został w Afryce. Koty zdziczałe nie dają sobie rady bez człowieka. Nie mieszkają tak, jak dziki, sarny czy zające z dala od ludzkich siedzib, np. w lasach. Koty w hucie tez korzystają z pomocy człowieka. Po pierwsze w kwestii schronienia, po drugie w kwestii jedzenia. Te koty są dokarmiane. Dlatego żyją. A tu cytat z Ciebie:

mama-san pisze:Pracownicy mają oficjalnie zakaz dokarmiania kotów, niemniej regularnie wynoszą dla nich resztki jedzenia z zakładowej stołówki. Koty czekają na karmienie w stałych miejscach, bytują wszędzie tam gdzie z instalacji wydobywa się ciepło.


mama-san pisze:Dajcie mi proszę logiczny argument dlaczego koty dzikie będące elementem ekosystemu mają podlegać kastracji? Przecież nikt nie kastruje lisów nawet gdy jest ich za dużo. Człowiek ingeruje w ekosystem dla zachowania jego równowagi, eliminując tylko jednostki chore (leśniczy dokonuje selekcyjnego odstrzału), pełni w ten sposób rolę jaką w zdrowym ekosystemie pełniłyby drapieżniki.
Dzikie koty , jak te na terenie huty, utrzymują populację na jednakowym poziomie, na przestrzeni wielu lat jest ich ta sama ilość. Polują na ptactwo i gryzonie, same padają ofiarą lisów. Same widziałyście że te którym udało się przeżyć były dorodnymi osobnikami, nie były zdegenerowane. Co więc uzasadnia naszą ingerencję w ten system? A tak tutaj podkreślane cierpienie małych kociąt? Przecież w przyrodzie to normalne że bociany wyrzucają z gniazda nadprogramowe piskęta których nie zdołają wykarmić, że mysz w stresie potrafi pożreć miot własnych młodych. Takie prawa rządzą w przyrodzie. Mam czasami wrażenie że wchodząc w obszar prawdziwej ekologii wiele osób zachowuje się nie do końca racjonalnie. kot na kanapie i kot w zaroślach na obrzeżach ludzkich siedlisk to dwie kompletnie różne istoty.

To nie są dwie kompletnie różne istoty, to te same koty. Jeden oswojony, drugi wtórnie zdziczały. I bardzo często także domowy, ale taki, który stracił dom z różnych przyczyn.
Co uzasadnia ingerencję? Może to, że małe pisklątka bocianów lub myszęta nie umierają na naszych oczach? A kocięta i dorosłe koty, wolnożyjące i bezdomne tak.
Są i inne przyczyny. Koty wolnożyjące dokarmiane rozmnażają się udanie i ponad miarę, a nie wszędzie są mile widziane. Np. w hucie. Są tez takie miejsca, w których koty z dnia na dzień tracą schronienie. Są bez pardonu wyrzucane z miejsca dotychczasowego bytowania. Więc kastrować trzeba, żeby ograniczyć ich populację.
mama-san pisze:Co się dzieje z wykastrowanymi kocurami które trafiają z powrotem do swojego środowiska? Siedzą osowiałe, pasywne, zdane na łaske ludzi którzy teraz będą już musieli dokarmiać je sumiennie do końca życia. Te koty zartaciły wolę walki i instynkt polowania. W domu na kanapie nie byłby im faktycznie potrzebny, ale tam, w zaroślach?

To jest absolutna nieprawda, że wykastrowane koty wracające do środowiska siedzą osowiałe i pasywne. Skąd masz takie wiadomości? Koty wykastrowane polują tak samo, jak niewykastrowane. A koty wolnożyjące w piwnicach naszych miast nie są samowystarczalne! Nie potrafią się wyżywić same i kastracja nie ma tu nic do rzeczy!


Dziękuję bardzo. to jest rzeczowa i sensowna odpowiedź z którą nie sposób sie nie zgodzić. Rzeczywiście zawinił mój brak doświadczenia z dzikimi kotami. Moje obawy wysnuwałam głównie na podstawie mojego kocura który jest totalnie pasywnym tchórzliwym osobnikiem i daje się bić nawet małym kociakom. na wolności zginąłby z głodu w ciągu paru dni. owszem potrafi złapać mysz dla zabawy, ale nie przyjdzie mu do głowy żeby ją jeść. Nie mam pojęcia czy jego bierność jest wynikiem kastracji czy to poprostu taki charakter.

mama-san

 
Posty: 180
Od: Pt lis 19, 2010 16:00

Post » Sob mar 24, 2012 18:39 Re: Jak pomóc kotom z Huty Warszawa?

A może po prostu ma w misce lepsze jedzenie niż myszy? :wink: Gdyby musiał, to pewnie by ją zjadł.
To tylko ja,
Tż Gretty
:cat3: Kot. Nie dla idiotów!

Gretta

Avatar użytkownika
 
Posty: 35235
Od: Wto lip 18, 2006 12:53
Lokalizacja: "wesołe miasteczko" (Trybunalskie)

Post » Sob mar 24, 2012 19:51 Re: Jak pomóc kotom z Huty Warszawa?

A to już OT będzie.
mama-san pisze:(...)Rzeczywiście zawinił mój brak doświadczenia z dzikimi kotami. (...)


Można o kotach poczytać, np. Koty. Zwyczaje i zachowania. Rosemarie Schar - opisuje bardzo ciekawe badania kotów wiejskich. Koty i kotki. Być kotem... poradnik Zuzanna Stromenger - a tu z kolei rozdział poświęcony kotom wolnożyjącym.
Albo miauowe wątki. Np. watek Jany o kotach z Koła: viewtopic.php?p=1651992#1651992
Obrazek

mimbla64

Avatar użytkownika
 
Posty: 14760
Od: Pon lis 12, 2007 9:29
Lokalizacja: Warszawa Wola

Post » Sob mar 24, 2012 23:59 Re: Jak pomóc kotom z Huty Warszawa?

Cytat stąd:
http://kocia_stronka.republika.pl/plec-01.html
- czasem uważa się że kastracja jest niezgodna z naturą zwierzęcia.
Niezgodne z tą naturą jest w ogóle uniemożliwianie kontaktów seksualnych kotom, ale równie niezgodne z naturą jest jakiekolwiek leczenie chorego zwierzęcia czy choćby jego szczepienie! A przecież gdy nasz pupil zachoruje - jeśli jesteśmy normalnymi ludźmi - to nie będziemy patrzyli jak kona pod szafą tylko pojedziemy do lekarza, prawda?
Natura czasem jest okrutna.
Stworzyła koty w taki sposób że kocica gdy tylko dorośnie - od razu zaczyna rodzić. Eksploatuje się maksymalnie podczas wychowywania młodych a gdy tylko podrosną - odstawia je i ponownie zachodzi w ciążę. Trwa to jakieś 3 lata, po tym czasie kocica jest już fizycznym wrakiem i ginie. Z powodu chorób, wycieńczenia - zwykle nie przeżywa zimy. Podobnie jest z kociętami - jeśli ich matka jest na tyle niezaradna lub ma pecha i nie jest w stanie ich wyżywić - to zginą.
Kocury mają troszkę łatwiejsze życie.
Ale też nie do końca. Spędzają czas na walkach w których odnoszą często poważne kontuzje uniemożliwiające im zdobywanie pożywienia a koty bardzo szybko giną z głodu i odwodnienia. Pogryzienia w wyniku walk są często przyczyną zarażenia się groźnymi chorobami. Ogłupiałe z powodu ruj u kotek kocury bardzo często padają ofiarą wypadków.
Często jako argument przeciwko kastracji podaje się fakt iż zwierzę jest wtedy okaleczone, nieszczęśliwe. Kot nie ma świadomości co to jest macica, jajniki czy jądra.
Organy te w naturze determinują w znacznym stopniu jego zachowanie - kotka albo jest w ciąży albo właśnie wychowuje młode - kocur spędza czas na walkach. Jednakże w dzisiejszych czasach już nic nie wygląda tak jak kiedyś - praktycznie nie ma czegoś takiego jak naturalne środowisko kotów, chyba że gdzieś na wsiach - jeśli człowiek się do tego nie wtrąca np. topiąc kocięta....
Ale czy nawet tam, patrząc na to z humanitarnego punktu widzenia - jest to etyczne (nie mówię o topieniu, bo to świadczy co najwyżej o całkowitym zwyrodnieniu sprawcy)?
Eksploatowanie się do wycieńczenia kotki, śmierć kociąt? Tym bardziej że nasz klimat nie jest idealny dla kotów - kotka ma w sumie szansę wychować zaledwie jeden miot - wiosenny.
Pozostałe prawdopodobnie zginą ale zanim to się stanie kocica będzie się do ostatniego żyjącego kociaka starała je uratować - eksploatując swój organizm ponad wszelką normę.
Mimo to wolnożyjące kocice rodzą co najmniej dwa razy do roku, a często częściej - co jest zupełnie bez sensu z punktu widzenia dobra gatunku czy naturalnego zachowania. Z osłabionej kotki urodzą się osłabione kocięta, które nawet nie zostaną dobrze przysposobione do życia zanim nie pojawi się kolejny miot.
A wystarczy prosty zabieg by kocica mogła tak po prostu cieszyć się życiem... Polować, wygrzewać się na słońcu... Pamiętajmy że kobieta, zgodnie z naturą też powinna od momentu osiągnięcia dojrzałości rodzić dzieci, jedno za drugim, póki tylko będzie w stanie, fizycznie - gdy już nie będzie do tego zdolna - powinna umrzeć. A jednak stosujemy środki antykoncepcyjne, aby móc cieszyć się tą dziedziną życia człowieka jaką jest bliskość fizyczna.
Kotki mają inny cykl hormonalny, a poza tym akt płciowy ma u nich na celu tylko poczęcie potomstwa - nie jest oznaką bliskości z innym kotem. Wykastrowana kotka lub kocur po prostu nie czują "zewu natury" a jednocześnie nie ponoszą tego konsekwencji - w wyniku kastracji eliminuje się wiele chorób i niebezpieczeństw dotykających zwierzęta nie wykastrowane. Nadal, już niemalże w formie mitów krążą opowieści jak to kot wykastrowany traci całą osobowość i chęć do życia. Ja takie opowieści wkładam do szuflady w której już leża inne, np. że koty wysysają oddechy i duszą ogonami oraz podgryzają grdyki.

Osobowość kota i jego charakter, podobnie jak u ludzi, nie znajduje się w jądrach i jajnikach. To cecha wrodzona, mająca swoje miejsce w mózgu a nie w organach płciowych.
Owszem, zaburzenia hormonalne mogą się przyczynić do zmian zachowania - ale jest to stan patologiczny. Poza tym - tylko ludzie mają świadomość swojej płciowości i bardzo ważna jest dla nich atrakcyjność dla płci przeciwnej - wiele kobiet wpada w depresje po zabiegach usunięcia macicy - ale nie dlatego że coś im fizycznie dolega. Tutaj winna jest psychika.
Gdyby taka kobieta nie wiedziała że już nie ma macicy i nie wiązałyby się z tym problemy hormonalne - żyła by jak zawsze. Tyle że u ludzi po takich zabiegach pojawiają się poważne zaburzenia hormonalne - ze względu na specyficzny cykl - co wymaga podawania leków.
U kotek jest inaczej - one cykl płciowy mają całkiem odmienny. Przypuszczam że opowieści te mogą mieć swoje źródło w fakcie iż wiele kotów po kastracji wycisza się.
Ale tylko dlatego że nie są już wiecznie podminowane krążącym we krwi nadmiarem hormonów płciowych które im każą robić wszystko by doszło do poczęcia kolejnych kociąt. A to że kot miota się w sobie bo chciałby ale nie może - wcale nie oznacza że jest znowu taki pełen temperamentu i szczęśliwy.


Z ulotki fundacji Viva! propagującej kastracje kotów wolnożycjących:
MIT VI: Sterylizacja jest nienaturalna.
FAKT: Zwierzę udomowione nie żyje w zgodzie z naturą! Czy naturalne jest leczenie zwierząt? Czy naturalne są szczepienia? Czy zgodne z naturą jest topienie ślepych miotów? Sterylizacja jest w tym wypadku najlepszym NIENATURALNYM, ale najbardziej humanitarnym rozwiązaniem!



W lutym br. odłowiłyśmy w stadzie wolonożyjących piękną młodą koteczkę. Prawdopodobnie uciekinierkę, bądź wyrzuconą z domu. Zawieźliśmy na kastrację. W ostatniej chwili! Okazało się, że kotka miała ropomacicze. Przeszła operację i antybiotykoterapię. Złapanie jej i wykastrowanie w tym stanie tak naprawdę uratowało jej życie! O czym zapewnił nas chirurg, który kotkę zoperował.
Trochę uwag o ropomaciczu u kotek:
http://www.kocipazur.org/index.php?id=283 (uwaga: zdjęcia z operacji chirurgicznej)
http://www.vetopedia.pl/article86-1-Ropomacicze.html

I jeszcze przypomniała mi się sytuacja kotki z Babic. Ok. 2 lata temu. Koleżanka (także forumowiczka) znalazła młodą kotkę wijącą się w kałuży krwi. Rzuciła wszystko, zabrała kotkę do weterynarza. Okazało się, że to bardzo młoda samiczka w trakcie porodu. W trakcie patologicznego porodu. Kotka nie mogła urodzić, więc - jako niedoświadczona zupełnie młoda samiczka - próbowała jakoś kociaka wyciągnąć (jak bardzo musiał ją ten poród boleć!!!). I wtedy naderwała rodzącemu się kociakowi łebek. Stąd krew. W ostatniej chwili dla życia tej kotki udało się zrobić jej cesarskie cięcie i uratować ją. Kociaki nie przeżyły. Kotka była leczona, znalazła dom.
Gdyby zostawić tę kotkę "naturze" nie żyłaby ani ona ani jej kociaki.
Obrazek Obrazek
W moim domu koty bawią się strzykawkami. A jednak patologia czai się gdzie indziej...

joshua_ada

Avatar użytkownika
 
Posty: 9851
Od: Pon gru 03, 2007 8:41

Post » Nie mar 25, 2012 0:35 Re: Jak pomóc kotom z Huty Warszawa?

Mama-san, rozumiesz już, dlaczego sterylizujemy kotki aborcyjnie i płodne kocury?

To po prostu jedyna droga na zmniejszenie ilości kotów w miastach i zapobieganie ich okrutnej śmierci.
Innej drogi nie ma.
Koty to nie dzikie zajączki i sarenki w lasach.
Koty zostały udomowione przez człowieka i dzięki człowiekowi znalazły się w miastach, bezdomne, bez szans na samodzielne przeżycie.
To my, ludzie, jesteśmy za nie odpowiedzialni.
Tak samo, jak za bezdomne psy.
Anna i tylko cztery koty :(

anna57

Avatar użytkownika
 
Posty: 13052
Od: Wto kwi 27, 2004 10:24
Lokalizacja: Poznań

Post » Wto mar 27, 2012 21:22 Re: Jak pomóc kotom z Huty Warszawa?

Mamo- san, wczoraj złapałyśmy w Hucie kotkę. W ciąży. Bez oka (z resztką pękniętej gałki ocznej w oczodole). Całkowicie oswojoną. Jakie masz dla tej kotki propozycje wobec tak szlachetnej i humanitarnej postawy wobec kotów jaką tu prezentujesz?

Jakoś nie doczekałam się adresu dla kotki z kociętami. Może tej kotce dasz dom i udowodnisz że wszystko co piszesz nie jest stekiem demagogicznych wymysłów kogoś kto nie ma zielonego pojęcia o kotach i ich tragicznym losie. Ciekawa jestem jak długo przyjdzie mi czekać na odpowiedź...
Pamiętaj przy tym o tym że ja morduję nienarodzone kocięta, naruszam ekosystem i mam za dużo kotów w domu. A Ty znasz się na kotach z Huty i na kotach w ogóle doskonale.
AnielkaG
 

Post » Śro mar 28, 2012 7:00 Re: Jak pomóc kotom z Huty Warszawa?

Biedna kotka.Musiała i musi bardzo cierpieć.Jej dom tymczasowy bardzo potrzebny.Jak osowjony kot ma wrócic na wolnosć i do tego jeszcze okaleczony z ograniczonym polem widzenia.Mamo-san deklarowałaś się, a kotka bardzo pomocy potrzebuje.
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 56014
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 12 >>

Post » Śro mar 28, 2012 7:28 Re: Jak pomóc kotom z Huty Warszawa?

Dziewczyny, nie rzucajcie grochem o ścianę albo perłami przed wieprze. Szkoda Waszego czasu.

moguncja

 
Posty: 112
Od: Wto lip 01, 2008 10:52

Post » Śro mar 28, 2012 7:32 Re: Jak pomóc kotom z Huty Warszawa?

moguncja pisze:Dziewczyny, nie rzucajcie grochem o ścianę albo perłami przed wieprze. Szkoda Waszego czasu.

dlaczego.Mnie czasu dla kotó nie szkoda. Padły deklaracje.Kotka pomocy potrzebuje i każdy sposób jej otyrzymania jest dobry.
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 56014
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 12 >>

Post » Śro mar 28, 2012 7:35 Re: Jak pomóc kotom z Huty Warszawa?

Nie otrzyma pomocy. Nie od osoby, która ją deklarowała. Chyba, że liczycie na kogoś przypadkowego.

moguncja

 
Posty: 112
Od: Wto lip 01, 2008 10:52

Post » Śro mar 28, 2012 8:46 Re: Jak pomóc kotom z Huty Warszawa?

moguncja pisze:Dziewczyny, nie rzucajcie grochem o ścianę albo perłami przed wieprze. Szkoda Waszego czasu.


oczywiscie to jest w porzadku gdy ktos marnuje czas nasz, w tym wypadku Anielki i jej nerwy
i nawet przepraszam sie nie doczeka

na szczescie, to margines, i jak to margines - za donosny ma glos

Anielka :ok:
ObrazekObrazekObrazek

Maryla

 
Posty: 24802
Od: Pt sie 22, 2003 9:21
Lokalizacja: Świder

Post » Śro mar 28, 2012 9:40 Re: Jak pomóc kotom z Huty Warszawa?

AnielkaG pisze:(...)Bez oka (z resztką pękniętej gałki ocznej w oczodole). Całkowicie oswojoną. (...)

:strach:

Chciałabym coś powiedzieć o 'selekcji naturalnej', o tym jak kotom na wolności bez dozoru dobrze i jakie to naturalne. Tylko po co klepać. Kto widział, ten wie...
Obrazek Obrazek
W moim domu koty bawią się strzykawkami. A jednak patologia czai się gdzie indziej...

joshua_ada

Avatar użytkownika
 
Posty: 9851
Od: Pon gru 03, 2007 8:41

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: fruzelina, Google [Bot] i 819 gości