Ludziom pomagam w pracy, kotom po pracy. Wolę kota łażącego mi po domu i mruczącego na poduszce, niż podopiecznego w tej samej roli

Tabletek tak samo nie chcą połykać. Nie bardzo też rozumieją o co mi chodzi z ta pomocą, przecież dobrze jest, jak jest. Ale ludzka kupa większa, co racja, to racja. Z drugiej strony zaś zanieczyszczony chory nie wije się i nie drapie mnie do krwi, kiedy próbuję go umyć, więc już sama nie wiem, jak to właściwie jest.
Chyba jednak bardziej modny jest "ludzki" wolontariat, chodzenie do domów dziecka, do domów starców i w ogóle do rozmaitych domów, dary itp, statystycznie rzecz ujmując.
Co do krów, to w Indiach są święte, za to w Chinach można zjeść psa i mózg żywej małpy. Mój kot pożera z lubością myszy. Ja pożeram z lubością świnki. Nie wiem, jakoś mi to nie przeszkadza.
Kota swojego nadal kocham, a inne koty lubię. Kot chodzi po stole, kiedy nie jemy. Jak jemy, to siedzi na krześle. Czasem dajemy mu spodeczek z jedzonkiem. Opiera dwie łapki na stole i je, a my mamy ubaw po pachy, bo bardzo jest wykwintny i delikatny, jak na przyjęciu.
Przegięciem w miłowaniu zwierząt domowych jest wg mnie ubieranie ich w czapeczki, obróżki ze strusich piór i inne wdzianka. Tego pojąć nie mogę...