
Wikcia pięknie sobie radzi, mieszka na stole w "salonie", a jak chce na rączki, albo do kuwety, to woła głosem syreny okrętowej mauuuuuuuu i trzeba pędzić, w środku nocy też, ale dzięki temu nie ma kuwetowych wpadek.
Trochę się rozmarzyliśmy i opowiadamy Wici, jak to będzie fajnie wiosną, poleżeć w wolierze na słoneczku. Tylko, że to jeszcze mnóstwo czasu...
Pies żyje.
A w wioskowym szpitaliku mamy czarnego zabijakę bez ucha, za drugim krwawiąca rana, miał zostać tylko przez dobę, ale ponieważ poszedł na współpracę
