Amika6 pisze:Mój Misio.....
Wyglądał na domowego kota (pojawiał sie i znikał) ale jak 3-ci raz wyciągnęłam go spod łopaty, to już nie wypuściłam. I figę mnie obchodziło czy miał gdzieś w pobliżu swój dom czy nie. [.....]
Dobrze, że trafił na Ciebie.
Podobnie postąpiłam z Filipem.
Dwa razy leczyłam go na działce.
Trzeci nawrót choroby spowodował, że wylądował w naszym w domu.
Zdecydowaliśmy, że u nas dożyje sowich dni.
To zupełny dzik, wiec w jego przypadku adopcja nie wchodzi w rachubę.
I tak sobie żyje, obok nas, powoli się do nas i naszych kotów przyzwyczaja.
Głaskany mruczy.
Trochę mi go szkoda, ale co mam z nim zrobić?
Mogę go wypuścić.
Jednak za wolność życiem zapłaci
Choroba raz dwa się rozwinie i po raz czwartego razu już nie będzie
Sadząc po wypowiedziach na forum, niewiele osób zdecydowałoby się na długofalową opiekę nad dzikiem, który był tylko dokarmiany.
Większość pewnie szukałaby przysłowiowego "jelenia".
To inni, lecz nie my
Amika6 pisze:Jeszcze muszę znaleźć dom dla Snejkiego, tylko to kot który trudno przełamuje się do nowych ludzi i bardzo boi się mężczyzn (nawet domyślam się dlaczego). Poza tym jest bardzo fajnym kocurkiem, kochającym mizianie i przytulanie. Mógłby być kotem wychodzącym tylko na zadomowienie się potrzebował by sporo czasu i uwagi.
Jeśli dom niewychodzący, to zabezpieczenie otworów niczym w twierdzy, bo ten wariat wyskoczył mi w zimie przez okno dachowe.
Mój Kajtus tez tak reaguje na obcych.
Stres powoduje, ze wylizuje sobie brzuszek.
Po każdej wizycie znajomych, Kajtek jest roztrojony, długo do siebie dochodzi.
Ogłosiłam go do adopcji, lecz nie wiem jak to będzie
