Georg-inia pisze: taaaaaa, tak właśnie myślałam
dziewczyny, ja się mięsa brzydzę

ale niech Wam będzie, że postaram się to jakoś przerobić... czy ja to mogę zmielić poprostu, bo krojenia takiej ilości surowizny mogę nie przeżyć

a mój żołądek to na pewno nie wytrzyma tego... i ile jednorazowo trzeba tej padliny? znaczy ile kg, żeby każdy coś tam pociamkał ?
A myślisz, że ja to lubię

brrr
rano w piątek muszę wstać na rynek bladym świtem, potem jadę z tymi tobołami do pracy, najczęściej zalewam posoką pracową lodówkę, bo po ośmiu godzinach zawsze coś przeleci mimo podwójnej reklamówki), a wieczory piątkowe upływają na porcjowaniu, krojeniu, siekaniu jakby nie było nic lepszego do roboty
u mnie TŻ kroi rzeźnickim nożem i pomstuje nad deską, strasznie pomstuje, aż nie powtórzę

(ale się chłopak ucieszy jak mu powiem, że teraz Twoja kolej

) potem w sobotę musi mnie z tymi garami zawieźć do schroniska, no generalnie trochę to kłopotliwe jest
ja kupuję 5 kg, wtedy tak mniej więcej starcza na porcję dla każdego
ok. 2/3 kroję, 1/3 mielę, ale to od niedawna, wcześniej kroiłam wszystko (spoko ponad godzinę roboty

:D )
myślę, że takie proporcje krojonego i mielonego są ok. Mielone jest dla maluchów, do szpitalika i dla kotów, które mają kłopoty z zębami. Natomiast pokrojonym łatwiej karmić - zawsze leci tłum do misek, rzuca się na jedzenie, odganiają słabszych, wtedy wybieram kawałki mięska z tych miseczek i małe garstki daję pod nos tym bardziej nieśmiałym i przebojowym. Mielone by Ci się rozmaśliło jak położysz na podłodze czy na posłanku pod nosem wystraszonego czy niejadka.
Dzięki Malati, moja kochana i za kasę i za pomysł, żeby wysłać ją Georginii
i Renatce też oczywiście
