O kurcze, myślałam, że Cię w ogóle nie było
Nie daliśmy rady przyjechać wcześniej, byliśmy dopiero koło 14. Bo to cała wyprawa się zrobiła: ja i Marcin + Koza, Malucci, Blusia, Narcyz w transporterach + Rezedzia w eleganckich czerwonych szeleczkach i na tęczowej smyczce. Takiej Dzidzi jeszcze nie widziałaś
Dzidzia oczywiście zaczęła wyprawę od wielkiego ataku paniki, jak ją na rękach z mieszkania wynosiłam. Drzeć się zaczęła tak, że pół osiedla ją na pewno słyszało

Na początku w samochodzie też był protest, ale potem ułożyła się na moich kolanach i przydrzemała. Od czasu do czasu wyciągała tylko pazurzastą łapulę i próbowała biegi zmieniać
W lecznicy kotki grzeczne były nad wyraz, dały się obejrzeć, obmacać, osłuchać. Narcyz zademonstrował nam, że potrafi się czołgać

Podczas kłucia dupek nawet bardzo nie protestowały. Tylko Koza sztuki wyczyniała przy upuszczaniu krwi, ale ten typ tak ma
Rezedka na rękach ciut się denerwowała, ale jak ją potem posadziłam na stole, to siadła sobie z gracją, łapki zestawiła równiutko i zaczęła udawać śliczny bibelocik

Kaprys świadkiem, akurat zajrzała do lecznicy i widziała tę autoprezentację.