Po 6313 dniach razem odszeszło moje Słońce, kot najpierwszy, kot umiejscowiony najgłebiej w sercu. Suma wszystkich moich kocich porazek wychowawczych, kot Anioł.
Wyruszyliśmy do Japonii na miesiąc, przed wyjazdem jeszcze, dwa dni wcześniej, wzielismy Radka na niebezdne badania - mocz, krew, usg. Wszystko w normie, na ile norma moze byc u kota 17 letniego. Pierwsze dwa tygodnie naszej nieobecnosci było wszystko ok, bylismy z doswiadczona kolezanka z nami w codziennym kontakcie.
W 3 tygidniu zaczał sie psuc apetyt troche, troche słabszy Radzio był, ale tak miewał. Jadł dokarmiany, załatwiał się. 3 dni pozniej w nocy było załamanie. Nie wstawał, robił pod siebie. Natychmiast do weta, kroplówki, krew, badania. Dzien pozniej brak poprawy - USG. Powiekszone podwójnie nadnercze - guz, niewykrywalny poziom potasu.
Na cito do lecznicy 24/7, szanse mierne, potas wyrownywany 3 dni. W miedzyczasie stan nerek, serca i jelit sie pogarszał sukcesywanie mimo antybiotyków a potem sterydów. Radek ledwo sie ruszał, był otumaniony, niezainteresowany jedzeniem ani interkacja
My szukalismy wczesniejszego biletu powrotnego, jednoczesnie rozwazajac eutanazje. Cały czas ten temat był na stole, bo komfort Radka był dla wszystkich proiorytetem. Jeden dzien dał nadzieje, po sterydzie. Z Nasteonego badania sie na łeb na szyje pogorszyły, krwawienie wewnetrzne sie pojawiło

Próbowali lekami zahamowac - bez skutku, zrodla nie było widac. Finalnie przyjechalismy nad ranem w sobote i pojechalismy do kliniki w pierwszym mozliwym momencie. Niestety, zgodnie z przewidywaniami, eutanazja była sugerowana opcją.
Radek umarł mi na rękach, cały czas na nich był odkad weszłam do pokoju. Pozegnał sie najpierw barankiem moją mama, moim meżem ale z rąk potem nie chciał juz zejsc. cały czas szukał mojego wzroku.
Dalismy mu oddejsc w ciszy i spokoju. W cieple i milosci.
A ja nie moge sie pozbierac :/ mam wielka wyrwe w sercu. zal do siebie ze gdziekolwiek pojechałam, ze nie był z nim na miejscu.