dorcia44 pisze: (...)a kiedy Ty sterylizowałaś??to teren łatwy do wyrzucania kotów ,do schodzenia się kotów.
(...)
Całymi latami sterylizowałam tam koty ,sama ,ew. Iza .
(...)
Współpraca była ciężka ,zresztą wiesz bo całą sprawę Ci naświetliłam.
.
Napisałam wyraźnie w swoim poście:
w listopadzie 2014r. i w kwietniu 2016r. Wszystko było dokładnie relacjonowane w wątku włoskich kotów cmentarnych- znasz go doskonale,bywałaś na nim.
Nie wiem kto,kiedy i jak sterylizował i nie będę tego komentować szerzej.
Prawda była taka,że gdy w zaduszki 2014r. pojawiłam się na tamtym cmentarzu, było tam całe stado
11-14 niewysterylizowanych kotów+kocięta

.
Nacięte uszy miały naprawdę pojedyncze koty-może 2,może 3.
Dodam,że nie bywam na tym cmentarzu regularnie,mam tam bardzo dalekich krewnych,nie znanych mi za życia,odwiedzam cmentarz jedynie grzecznościowo.
Ty i Karmicielka macie tam Najbliższych i obie bywacie bardzo regularnie. Nie sposób było nie widzieć kotów i nie znać sytuacji.
Karmicielka jest serdeczna,przemiła i bardzo współpracująca.Jak już się ją naciśnie i w trakcie łapanek.Nie jest prawdą,że współpraca jest ciężka.Zawsze jest przygotowana z karmą,zawsze uczestniczy,dowiaduje się co z kotami w lecznicy itd. Owszem ma swoje "anse",momentami przeszkadza w łapankach,"bo chce lepiej",ale upomniana podporządkowuje się. Bywają znacznie gorsi karmiciele.
Kolejna prawda,to fakt,że nie ma komunikacji między nami.
Widziałaś kocię na cmentarzu po mojej łapance w 2014r. (pisałaś o tym na swoim wątku),a nie dałaś mi znać. Okazało się,że Popularna wysterylizowała 2 karmiące kocice,nie informując mnie o tym. To kocię i kolejne padło. O tym,że wogóle było doczytałam po fakcie na Twoim wątku

. Karmicielka też słyszała,że ktoś widział/coś piszczało i też zero konstruktywnego działania.
Teraz podobnie. Prosiłam karmicielkę o info jak się pojawią kocięta,nowe kocice.Cisza. U Ciebie dopiero przeczytałam,że były.
Jak miałaś problemy z łapaniem,mogłaś dać znać. Moguncja napewno nie odmówiłaby fachowej pomocy w łapance cmentarnych/przycmentarnych kotów.Jest w tym fachowcem.
Przy kociętach spod kontenera w zeszłym roku wg karmicielki były jakieś kocice/albo inne kotki w tym miejscu,ale nie wiedziałyście która to matka. W takiej sytuacji łapie się wszystko.
Trzeba też nagabywać karmicielkę,bo to dobra kobieta,ale momentami odnoszę wrażenie,że opieka nad kotami sprawia Jej tyle satysfakcji,że podświadomie wcale nie dąży do ograniczenia tam populacji.Nie informuje na czas o podrzuconych podrostkach (np. w bunkrze),aż dorosną i zdziczeją tam.Potem jest już za późno na szukanie domów. Inna sprawa,że koty dochodzą tam,a o tych,których nie zna karmicielka mówi "te nie są moje" .Nie uświadamiając sobie,że wkrótce będą jej,bo przeniosą się tam gdzie znajdą jedzenie.
Bardzo mi przykro,że maluchy odeszły[*]. Bardzo,bardzo Ci współczuję,że musiałaś na to patrzeć i rozumiem co tam przeżyłaś widząc konającego malca pod paletami [*].
Jednocześnie dziwi mnie mocno fakt,że
mimo tylu podczytywaczy Twego wątku i tylu tu piszących codziennie,przepraszam, o absolutnych pierdołach,wstawiających po kilka rządków emotów z kciukami i uśmiechniętymi buźkami,
nie ma NIKOGO kto konstruktywnie zareagowałby na niejednokrotnie zamieszczane tu Twoje rozpaczliwe apele o DT dla maluchów,które znajdujesz. Współczuje Ci bardzo,bo kiedy najbardziej potrzebujesz pomocy i wsparcia...
wówczas zapada tu cisza jak makiem zasiał...