Przepraszam, że zostawiłam śmieci niewyrzucone po dyżurze - TAK TO JA!
Miałam nieproszonych gości pod kociarnią - jacyś niewychowani nietrzeźwi młodzieńcy nieomal doprowadzili mnie do zawału waląc w co się da i zapraszając na sparing. Pierwsze co zrobiłam, to zamknęłam drzwi od środka, drugie - wyłączyłam radio żeby wiedzieć czy już sobie idą.
Uważajcie na siebie w weekend! Trochę wystraszona, nie chciałam już się włóczyć pomiędzy blokami przy nieoświetlonych śmietnikach...
Walerkę zastałam w dawnym miejscu Miszki, tym środkowym, ze schowankiem zrobionym z kocyka. Znowu oczko niezbyt ładne, widziałam, że nadal zakrapiać mamy, to zakropiłam. Walercia zniosła to ze stoickim spokojem. Potwierdzam, Walerka kicha. Nie wygląda zbyt zdrowo, nawet nie chce jej się prać towarzycha.
Gutek jak zwykle barankował, kiedy mu grzebałam w boksie, on się nagle otrzepał i podrapał w ucho miaucząc przy tym tak, jakby to bolało. I i z tego ni z owego zbił mnie mocno łapą. Za chwilę się opamiętał i znowu się łasił. Bałam się czy da sobie zakropić uszy oridermylem (dobrze, że przyniosłaś, Basiu, maść), ale zachowywał się, jakby to lubił.
Dziczek syczał, miał pół krowich placków, a pół zdrowych kupek w kuwecie (czyli OK).
Pimpek nie zjadł jedzenia z rana, nie mam pojęcia, czy zjadł ketokonazol w małej porcji czy nie zażył go z jedzeniem wcale...Dałam mu małą część z felvitem. Zajadał jak nie patrzyłam, wstydniś.
Basia, od razu widać było że byłaś

Porządeczek cudny
Kinga, jak kotka? Doszła do siebie?