
Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Miraclle pisze:Gdy w październiku trafił mój kot do lecznicy w krytycznym stanie, gdzie po tygodniu było jeszcze gorzej lekarka powiedziała mi że muszę się liczyć z najgorszym.
Dodała również że zrobią wszystko aby mu pomóc. Przez długi czas było źle, ale moje zdyscyplinowanie, zaangażowanie i doświadczenie pracowników kliniki dało efekty.
Lekarz weterynarii powinien robić wszystko żeby pomóc zwierzakowi, a nie z góry przesądzać jego los. Wiadomo są przypadki którym nie da się pomóc.
Jeżdżę do swojego weta 11 lat zawsze wiedziałam że są dobrzy, ale dopiero od października wiem jak bardzo poświęcają się swojej pracy. Od kwietnia dałam pierwszego kota z białaczką na virbagen, płacąc za drugą serię dowiedziałam się od pracownicy kliniki że mam liczone fiolki po hurtowej cenie. Nigdy o to nie prosiłam.
Później z rozmowy z wetką dowiedziałam się jak wygląda sprawa z kotami na virbagenie. Starają się liczyć wszystkie po hurcie, bo wiedzą że lek sam w sobie jest tak drogi że nie chcę na nim zarabiać. Jednak są na tym świecie jeszcze dobrzy ludzie.
Życzę wszystkim właścicielom białaczkowców aby znaleźli wetów z powołania, którzy nie zedrą z właściciela ostatniego grosza ratując futrzaka.
Miraclle pisze:Później z rozmowy z wetką dowiedziałam się jak wygląda sprawa z kotami na virbagenie. Starają się liczyć wszystkie po hurcie, bo wiedzą że lek sam w sobie jest tak drogi że nie chcę na nim zarabiać. Jednak są na tym świecie jeszcze dobrzy ludzie.
BOZENAZWISNIEWA pisze:Miraclle pisze:Gdy w październiku trafił mój kot do lecznicy w krytycznym stanie, gdzie po tygodniu było jeszcze gorzej lekarka powiedziała mi że muszę się liczyć z najgorszym.
Dodała również że zrobią wszystko aby mu pomóc. Przez długi czas było źle, ale moje zdyscyplinowanie, zaangażowanie i doświadczenie pracowników kliniki dało efekty.
Lekarz weterynarii powinien robić wszystko żeby pomóc zwierzakowi, a nie z góry przesądzać jego los. Wiadomo są przypadki którym nie da się pomóc.
Jeżdżę do swojego weta 11 lat zawsze wiedziałam że są dobrzy, ale dopiero od października wiem jak bardzo poświęcają się swojej pracy. Od kwietnia dałam pierwszego kota z białaczką na virbagen, płacąc za drugą serię dowiedziałam się od pracownicy kliniki że mam liczone fiolki po hurtowej cenie. Nigdy o to nie prosiłam.
Później z rozmowy z wetką dowiedziałam się jak wygląda sprawa z kotami na virbagenie. Starają się liczyć wszystkie po hurcie, bo wiedzą że lek sam w sobie jest tak drogi że nie chcę na nim zarabiać. Jednak są na tym świecie jeszcze dobrzy ludzie.
Życzę wszystkim właścicielom białaczkowców aby znaleźli wetów z powołania, którzy nie zedrą z właściciela ostatniego grosza ratując futrzaka.
"
Później z rozmowy z wetką dowiedziałam się jak wygląda sprawa z kotami na virbagenie"
możesz rozwinac myśl?bo jestem ciekawa
anulao1 pisze:Dzisiaj dzwoniłam do kliniki i pani wet powiedziała, że Wacusia jest już bardziej "rozmowna". Ona potrafi zaczepiać miauczeniem
. Na razie zostawiam ją w klinice jeszcze do wtorku, bo dwa razy dziennie będzie miała podawany antybiotyk. Dzisiaj nawet podobno trochę pogryzła sobie karmę. Mocz też ma już jaśniejszy (ale to pewnie po kroplówce). Zastanawiam się czy we wtorek powtórzyć jej morfologię, czy to jeszcze za wcześnie? Proszę o jakieś rady bardziej obeznanych w tym temacie. Pozdrowionka dla wszystkich białaczkowców
anulao1 pisze:Witam wszystkich serdecznie. Dzisiaj dowiedziałam się, że moje kotka "Wacusia" ma białaczkę. Weterynarz po badaniach krwi dał mi do zrozumienia, że powinnam podjąć decyzję o uśpieniu mojej kici. Zryczałam się jak bóbr, ale na razie nie dorosłam do takiej decyzji. Nie potrafię. Nawet teraz jak piszę, łzy same napływają mi do oczu. To wszystko zaczęło się w środę, kiedy mój syn przedzwonił do mnie i powiedział, że Wacusi cieknie ślina z pyszczka i jest taka osowiała. Zauważyłam, że mocz ma kolor brązowy. Wet podał jej kroplówkę i jakiś antybiotyk (niestety nie wiem jaki). Po 2-3 godzinach kicia się ożywiła, zaczęła mi jak zwykle biegać między nogami i ucieszyłam się, że polepszyło się jej. W czwartek po przyjściu z pracy zobaczyłam, że Wacusia znowu jest osowiała. Nie przybiegła do drzwi jak przyszłam do domu. Poszłam znowu do weta. Kolejna kroplówka i zastrzyk. Znowu po 2-3 godzinach poprawiło się jej. Nawet podeszła do miski z karmą. Lekarz kazał mi następnego dnia rano zabrać karmę i podać dopiero po powrocie z pracy. Po 10 godzinach powinna się troszkę wygłodzić i rzucić się na jedzenie. Ale niestety, po 10 godzinach nie była zainteresowana jedzeniem. Wet stwierdził, że należałoby zrobić jej badanie krwi. No i oczywiście kolejna kroplówka i zastrzyki. Po odbiór wyników umówiłam się dzisiaj rano. Kiedy wstałam Wacusia siedziała na parapecie i nie chciała z niego zejść nawet na na moje wołanie. Tylko patrzyła się na mnie i miauczala. Kiedy ją zdjęłam, zauważyłam, że tam gdzie ją postawię, tam ona się kładzie, bez względu na to gdzie. Poszłam do weta a on po odebraniu badań wydal na nią wyrok. Dla jasności podam może jeszcze wyniki badań:
- erytrocyty - 2,98 (norma 6,5 - 10)
- leukocyty - 5,8 (norma 10 - 15)
- hemoglobina - 2,9 (norma 8 - 15)
- hematokryt - 0,13 (norma 0,34 - 0,45)
- erytroblasty - 8
Pi południu pojechałam do kliniki weterynaryjnej, żeby potwierdzić diagnozę. Tam jeszcze raz zrobili badanie krwi i okazało się,że ma silną anemię i zrobili jakiś test na białaczkę (czekałam na wynik ok, 30 min). Pani wet stwierdziła, że nie ma wyraźnie widocznej kreski na próbce tylko jest lekki ślad. Ale powiedziała, że to jest raczej białaczka zakaźna. Wacusia została w klinice na kroplówkę i jakieś antybiotyki (prawdopodobnie na jakieś pasożyty). Nerki są w porządku. Proszę baaaardzo serdecznie o jakieś opinie. Pani wet stwierdziła, że Wacusia jest bardzo ciężko chora i nie wie czy przeżyje noc. Mam dzwonić jutro a właściwie już dzisiaj po południu.
Chciałam jeszcze dodać, że mam drugą kotkę "Mićkę", która jest mamusią Wacusi i nie ma żadnych objawów, pomimo, że czasami lizała Wacusię.
anulao1 pisze:Wacusia niestety nie może mieć zrobionej transfuzji, ponieważ wet stwierdził, że zabarwienie jej moczu może świadczyć o wyniszczaniu krwinek czerwonych (nie wiem jak to dokładnie fachowo się nazywa). W związku z tym po kilkunastu godzinach wyniki badań byłyby dokładnie takie same. Ale wczoraj dzwoniłam do kliniki w której przebywa Wacusia i lekarz dyżurny powiedział, że z kolorem moczu jest już wszystko ok. Wczoraj nawet już sama jadła. Dzisiaj po południu będę dzwoniła, bo prawdopodobnie będę mogła już zabrać Wacusię do domu. Być może będzie miała jeszcze powtórzone badania. Wet zasugerował też, że ta cała sytuacja nie musiała być związana z białaczką, ponieważ niektóre kotki mają białaczkę i żyją bez żadnych objawów. Wacusia właśnie tak przeżyła już ponad 7 lat. To jest jej pierwsza choroba. Wetka nawet stwierdziła, że Wacusia ma objawy takie jak po kleszczu, ale to nie jest możliwe ponieważ moje kotki wychodzą tylko na balkon (mieszkam na drugim piętrze). Miała mieć podawany jakiś antybiotyk na pasożyty i oczywiście kroplówki. Ale coś więcej napiszę jak (mam nadzieję) odbiorę Wacusię.
Pozdrowionka dla wszystkich białaczkowców
asia2 pisze:i zabierzesz ją do domu z takimi wynikami- hematokryt 13 - i co dalej? Sugerowali po koloru moczu że następuje rozpad krwinek czerwonych- jakięs badania (USG np??) dla ustalenia przyczyny???? Jaki jest poziom bilirubiny??
ZMIEŃ WETÓW!!!!!!!!!!! TO jest absurd!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
BOZENAZWISNIEWA pisze:asia2 pisze:i zabierzesz ją do domu z takimi wynikami- hematokryt 13 - i co dalej? Sugerowali po koloru moczu że następuje rozpad krwinek czerwonych- jakięs badania (USG np??) dla ustalenia przyczyny???? Jaki jest poziom bilirubiny??
ZMIEŃ WETÓW!!!!!!!!!!! TO jest absurd!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
patrz jakby telepatycznie sie wypowiadamy...
Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, Google [Bot] i 121 gości