30 listopada 2000 roku kiedy wracalam ze szkoly spotkalam malego kotka.Siedzial na murku...wygladal zalosnie,wychudzony,brudny,pokosmany a pchly mozna bylo dostrzec z daleka-bylo ich tak duzo.Do glowy przyszla mi tylko jedna mysl....biore kota za kurtke i do domu....dlugo sie nie zastanawialm poniewaz w tym czasie dom byl wolny od kotow bo bylo to niedlugo po smierci mojego poprzedniego kocurka.W domu koteczka zjadla pelna miche kurczaka i ulozyla sie w swoim dotychczasowym ulubionym miejscu czyli rozciagnieta na lozku. Podcza spierwszej wizyty u weterynarza stwierdzono ze kotka ma swierzbowca,zapalenie spojowek i mase pchel.
Jednak szybko z tymi wadami uporalysmy sie. Kotka zaklimatyzowala sie u nas bardzo szybko, od pierwszego dnia pobytu u nas pokochala naszego pieska Gucia, pies staranie wylizywal futerko Maji ,tym samym ona sie odwdzieczala. Maja jest ze mna juz prawie 3 lata...i musze stwierdzic ze kocham ja inaczej nic np. psa nie bardziej lub nie mniej.....Jestem to kotki tak bardzo przywiazana ze nawet kiedy rozstaje sie z nia na kilka dni zawsze musze wiedziec co sie z nia dzieje. Jest cudownym kotem.....najwazniejsze dla niej jest towarzystwo czlowieka.....wydaje mi sie ze choc troche i ona mnie kocha .....bo nie raz dawala mi to do zrozumienia. Jej cecha charakterystyczna jest jezor, ktory ciagle jest w ruchu....kotka lize wszystko, psa, klatke z chomikiem,podloge,ludzi,kwiatki doslownie wszystko.
Jest niezwyklym kotem nie tylko pod tym wzgledem.
Bardzo...naprawde bardzo ja kocham i nie wyobrazam sobie zycia bez niej.
P.S pomyslalam ze jeszcze szczegolowo nie znacie mojego kotka..wiec oto on
A OTO FOTKI http://karina.risp.pl/emilka/emilka.html