witam
udalo mi sie zlapac jednego kociaka! wczoraj po 22.00 ( w koncu udalo mi sie pozyczyc klatke- lapke od pani z azylu) poszlam tam z synem i jego kolega (10 i 13 lat). ja z kontenerkiem oni z klatka lapka, postawilismy w piwnicy, wylozylismy jedzonko i czekalismy na efekty. a za chwile byly efekty ale nie ze strony kociat tylko- ludzi! wszystko przez mame kolegi syna, ktora wydzierala sie z 1 pietra ze jej syn ma wracac do domu, Radek oczywiscie nie chcial- przeciez obiecala mu, ze bedzie mogl pomagac i zaczelo sie... nagle zrobilo sie zamieszanie, pojawil sie jakis pan, ktory kategorycznie zazadal ode mnie dokumentow kazal mi sie wynosic z jego klatki i piwnicy i w ogole - szkoda slow ..

a ja glupia nie mialam przy sobie niczego- zadnego dokumentu ze faktycznie jestem od pani marii z azylu

w koncu jakos doszlismy do porozumienia- pan nie wiedzial co ma robic, bo widac bylo, ze jego pierwotnym zamiarem bylo wygonienie mnie z piwnicy a ja zaproponowalam mu aby pomogl wylapac mi kotki i jeszcze podziekowalam za to, ze nie jest mu obojetny ich los

poszedl jak zmyty

wtedy przyszla jego zona, ktora okazala sie glowna karmicielka tych kotow! nareszcie ja znalazlam bo do tej pory jak pytalam ludzi kto je karmi to odpowiadali, ze nie wiedza lub wskazywali na pewna pania z czerwonym nosem... pani tez z poczatku nie byla zbyt mila, kazala mi sie wylegitymowac, dopytywala o szczegoly ale okazalo sie, ze byla kiedys w azylu i na tej podstawie stwierdzila moja wiarygodnosc, to wszystko jeszcze rozumiem- kobieta, ktora karmi koty zainteresowala sie ich losem bala sie, ze moge zrobic im krzywde bo przeciez nie wiadomo kim jestem! zero identyfikacji , godzina prawie 23.00 i obca baba (czyli ja u nich w piwnicy). Ale nie rozumiem tych wszystkich glupich facetow, ktorzy bezczelnie wykrzykiwali, ze nie oddadza mi kotow, bo zrobie z nich skorki i bede je sprzedawac!!!

nagle znalazlo sie tylu obroncow, chyba z kilka osob, kazda krzyczala co innego a ja kurcze z kociakiem zlapanym w klatce i dwojgiem dzieci- pomocnikow

na szczescie pani karmicielka okazala sie rozsadna i poprosila mnie o zlapanie pozostalej dwojki maluchow i matki na sterylizacje... po przyjsciu do domu z kociakiem (nie podoba mi sie jego oczko - ma jakby takie zamglone) i zamknieciu go w lazience (musialam go przetrzymac do rana) z gryzacej dzikeij bestii zrobilo sie wystraszone potulne malenstwo... bidulek, zaraz bede dzwonic do pani Marii, ciekawe co z tym jego oczkiem

prosze Was nie o oklaski- wiekszosc z Was to robi na codzien i lapanie kociakow traktuje na porzadku dziennym tylko o...ok, powiem prosto z mostu- powiedzcie prosze, ze to co wczoraj mnie tam spotkalo- stado rozjuszonych ludzi to tez jest na porzadku dziennym, bedzie mi latwiej jakos to wszystko zaakceptowac, moze sie przyzwyczaic...

popelnilam blad, ze nie mialam zadnego dokumentu, ze nie udalo mi sie wczesniej nawiazac kontaktu z osoba opiekujaca sie kotami i ze byly to godziny nocne, drugim razem bede madrzejsza.
ps. facet ktory wydzieral sie, ze mam sie wynosic, bo zabije kocieta i zrobie z nich skorki podszedl do mnie i po cichu zaproponowal ze mozemy zrobic interes i on nalapie mi tych kociakow ile tylko zechce...

naprawde, szkoda slow... po przyjsciu do domu po prostu sie poryczalam
