kotow nikt z mieszkancow nie dokarmia, pomaga tylko ta pani ktora zadzwonila do Fundacji. To sa trzy podworka w scislym centrum (ul. Straszewskiego, Sebastiana, Gertrudy). Ludzie ogromnie niechetni kotom, piwnice zamkniete, zakaz dokarmiania - wlasciciele reaguja niemal histerycznie na slowo "kot". Sprawa bedzie trudna - kocic jest do 15 plus 15 super dzikich dochodzacych (skad - nei zrozumialam

).
Pani ma male dziecko, bardzo duze serce wiec pomoze ile da rade. Akcja jak juz pisalam najwczesniej za tydzien, w tym czasie sprobujemy ugodowo z wlascicielami kamienicy pogadac
Sprawa bedzie na pewno trudna emocjonalnie: koty sa dzikie, ludzie niechetni, duze ciaze. Dziewczyny, przemyslcie, prosze. Nie strasze ale na pewno nie bedzie tam atmosfery sympatii i wzajemnego zrozumienia
