Witam, może pierw opowiem całą historię od początku, 20 grudnia jechałam samochodem do domu, mam 6 kotków, jeden świadomie przygarnięty ze schroniska, reszta to znajdki z ulicy, które postanowiłam wziąć do siebie. Za każdym razem mówiąc sobie, że to już ostatni. Jadąc samochodem zauważyłam na chodniku siedzącego kotka, była bardzo zimna noc więc od razu zaparkowałam i podeszłam do koteczka- jak się potem okazało do niespełna rocznej kotki. Była brudna i wyglądała fatalnie, chyba nigdy nie miała żadnych właścicieli, myślałam, że będzie uciekać, ale na kici kici podbiegła i zaczęła mruczeć. Wzięłam ją na ręce i położyłam na fotelu pasażera, ku mojemu zdziwieniu rozsiadła się tam, gdy odpaliłam silnik nawet nie drgnęła ciągle mrucząc. Było około 23, pojechałyśmy do domu, reszta kotków do sypialni i wreszcie w salonie mogłam dokładnie ją zobaczyć, brudna koszmarnie, bardzo ładna rudo-szaro-biała, ciągle mrucząca, niestety ogonek wisiał bezwładnie... stwierdziłam, że nie ma na co czekać i pojechałam do kliniki 24h w Trójmieście, babka ją zobaczyła, niczego nadzwyczajnego nie stwierdziła, oprócz tego, że rentgen, potem amputacja, szczepienie, odrobaczenie. To mój pierwszy kotek, który wymagał operacji, wszystkie poprzednie znajdki byly po prostu zagłodzone i brudne itd. Nie znam się na tym więc potulnie zgodziłam się z Panią, która za tą nocną wizytę skasowała mnie 85 zl, na drugi dzień kazała przywieźć kotka z powrotem, bo miał zostać tydzień w ich hotelu na zabieg amputacji i wszystkie inne rzeczy, nie kłóciłam się gdy powiedziano mi, że zabieg całkowitej amputacji jest konieczny bo przerwany został rdzeń kręgowy.Powiem tylko, że w nocy którą kotek spędził u mnie był bardzo grzeczny, dwa razy skorzystał z toalety bez problemy, normalny kał i wszystko w porządku. Spał ze mną w sypialni i ciągle pchał się pod kołdrę

Od razu wiedziałam, że tego kotka nie moge wziąć już do siebie, ledwo z moją szóstką daje radę finansowo i brak mi już przestrzeni, mieszkam w mini kawalerce, ale postanowiłam, zaoszczędzone pieniądze wydać na leczenie tej kotki a potem poszukać jej domku, w najgorszym wypadku, pomysłałam o schronisku... Przez święta kotka znajdowała się w lecznicy w hotelu, dzwoniłam codziennie pytałam o jej stan, krew w normie, rentgen wykazał, że trzeba całkowicie amputować ogonek, zaszczepiona i odrobaczona, 27.12.2012 amputacja

Do odbioru 30.12.2012, znajomi pożyczyli trochę pieniędzy bo w sumie w tej lecznicy zostawiłam 750 zł, ale wiedziałam, że koteczce musze pomóc, lecznica bardzo profesjonalna, chociaż inny lekarz wydawał koteczke inny przyjmował więc trochę bałagan tam mają, przy odbiorze, kotka w kołnierzu, miejsce ucięcia popsikane na srebrno, szwy wszystko wyglądało nawet ładnie. Lekarz dał wyniki badań, kazał przyjść 02.01.2013 na kontrolę i 07.01.2013 na zdjęcie szwów. Byłam naprawdę zadowolona, że pomogłam koteczce, kiedy przyszłam do domu, umiejscowiłam ją samą w swojej sypialni, zauważyłam, że wszystko brudzi, już po 10 minutowej podróży, ubrudziła kocyk w transporterze kupką, w sypialni było jeszcze gorzej wszędzie gdzie usiadła lub nawet przechodziła brudziła, z kuwety w ciągu całego dnia skorzystała dwa razy i tylko na siusianie. Obłożyłam sypialnie starymi kocami, usiadłam do komputera i dowiedziałam się, że taka operacja zawsze niesie ryzyko uszkodzenia zwieraczy, nikt mi o tym nie wspomniał, koteczka po operacji była u nich 3 dni i nie zauważyli, że nie robi kupki? Jeśli chodzi o zestresowanie koteczki w nowym miejscu to nie ma o tym mowy, siusia normalnie, je normalnie, mruczy, chce na kolanka, mam wrażenie nawet, że nic ją tam nie boli. Czy to oznacza, że już do końca życia będzie musiała nosić pieluszki? Czy tak zawsze jest przez jakiś czas po amputacji całego ogonka? Ale co mnie najbardziej martwi, nie mam miejsca w domu dla takiego kotka, jak znajdę takiej biedaczce domek? Kto weźmie koteczke bez ogonka, która jeszcze brudzi? Nie mogę jej wypuścić do mojej szóstki kotów, bo będą biednej tą świeżą jeszcze ranke pewnie wąchać i jej dokuczać. Nie ma już u mnie miejsca na nic, dlatego bardzo proszę o POMOC!!!!!!!!!!!!

Poszukajmy wspólnie kogoś kto ma dla niej troszke miejsca i będzie umiał się nią zająć!!!! Nie mam serca oddać jej do schroniska... Jestem w stanie dowieźć ją w granicach 150 km od trójmiasta, byle tylko dobra osoba wzięła ją pod swoje skrzydła!!! Proszę jeszcze o rady odnośnie brudzenia czy to ze tak robi 4 dni po operacji oznacza, że tak będzie do końca życia? Wiem, że są jakies specjalne karmy aczkolwiek w ciagu tygodnia wydałam całe oszczędności na biedaczke i nie mam już pieniędzy na pieluszki i karme dla niej, za drzwiami jeszcze moje kotki...
