Witam. Mam około 6-7letnią kotkę Bajkę (około, bo została przygarnięta, nie znam daty jej urodzenia). Wszystko było z nią dobrze, no czasami z wycieczek podwórkowych wracała z rozdartym uszkiem czy jesienią wszedł jej kolec w łapkę, ale nie było tego widać, wszedł jakoś głębiej i obrósł tkanką, paprało się jej to i trzeba było usunąć palec:/ No ale można żyć i bez palca...tylko, że w styczniu nagle wyczuliśmy z mężem u niej guza pod prawą pachą. Kilka dni później poszliśmy z tym do weterynarza, pani weterynarz dała antybiotyk, bo był tam stan zapalny, że guz do wycięcia, ale lepiej wyleczyć i może się zmniejszy od antybiotyku (?). Nie zmniejszył się, guz wycięty tydzień później, kot po operacji wyszedł z narkozy, chodził normalnie, jadł itp. Na trzeci dzień po wycięciu dostała całkowitego paraliżu tylnych łap i ogona. To było straszne! Nagle kot przestał chodzić na tylne łapy! Natychmiast pojechaliśmy do weta, był mocno zaskoczony, powiedział, że to raczej nie od operacji, bo tak trochę "nie po drodze" od przedniej pachy do tylnych łap...no tak na logikę to i ja tak uważałam. Wysnuł hipotezę o stanie zapalnym pochodnym od tego guza, bo miała powiększone mocno węzły chłonne z tyłu, że może one uciskają na tyle, że ją boli i nie chodzi. Dostawała antybiotyk i sterydy w zastrzykach, początkowo codziennie, potem co 2, potem co 3 dni. Na początku z każdym zastrzykiem widać było dużą poprawę. Ale w pewnym momencie to stanęło. Zastrzyki już się skończyły w zeszłym tygodniu, kot nie wyzdrowiał całkowicie, ma te łapy częściowo bezwładne:( Na dodatek w trakcie leczenia na łapie z usuniętym palcem pojawiła się narośl. Niestety- kolejny guz. Rośnie z dnia na dzień niemal, lekarz powiedział że nie ma jak usunąć, bo trzeba by amputować łapę- a jak zostawić kota z jedną w pełni sprawną łapą????

Obecnie jest podejrzenie, ale mówi ten lekarz że to nie ma nawet co badać, że te tylne łapy to także guz- pewnie przy kręgosłupie, który na tyle uciska, że powoduje paraliż. Kot jest zmęczony, ale przychodzi się głaskać i miziać, mruczy do nas, je, chociaż coraz gorzej...chcę to skonsultować z innym lekarzem. Polecacie kogoś? Jestem z Piaseczna. Podejrzewam, że to nic nie pomoże, ale miałabym do końca życia wyrzuty sumienia usypiając kota bez konsultacji z innym wetem...a może jednak to nie guz na tych tylnych łapach? No ten nasz to nazwał to "satelity"- że są rozsiane po całym ciele i jak się jeden usunie, to się uaktywniają inne...nie słyszałam o czymś takim, ale znawcą nie jestem. Przecyztłam tu na innym wątku, że można zrobić chemioterapię, ale akurat w tamtym przypadku było powiedziane, że to przedłużenie o 2 miesiące- co ja uważam za bezcelowe. A jeśli tych guzów jest kilka to chyba także nie ma sensu ciąć kota w kilku miejscach? Ale po prostu jestem załamana i bardzo smutna...bo chyba niedługo będziemy musieli podjac decyzję, a jak uśpić kota który jeszcze mruczy, jeszcze żyje, nie wydaje mi się, by cierpiała bardzo...ale na tę łapę jż coraz mniej staje:(( ma jedną zdrową łapkę...
