jestem tu nowa (dziś założone konto) i jestem prawie pewna, że zakładając nowy wątek o dokoceniu, złamałam którąś z zasad tego forum, za co bardzo przepraszam.
Opiszę Wam historię moich kotów i nie ukrywam, że liczę na Wasz odzew - rady no i może troszkę pocieszenie

Otóż tak:
Fibi (rezydentka) to tricolorka, dachowiec pospolity. Przyszła do mojego domku mając miesiąc i jest już z nami od 1,5 roku. Nie należy do kotów, które lubią być miziane... to raczej indywidualistka, robi co chce, kiedy chce, o ile w ogóle cokolwiek chce (oprócz spania i jedzenia rzecz jasna).
Finka to kot przygarnięty z podwórka. Na oko weterynarza ma około 7 miesięcy. Dostała pierwszą rujkę i zaskoczyła. Widać, że to nie jest typowo dziki kot, pięknie korzysta z kuwety, wie do czego służą miseczki itd. Podejrzewam, że była ona kotem domowym, lecz gdy jej właściciel zorientował się, że jest kotna, wyrzucił ją


W poniedziałek Finka (młoda) została wysterylizowana i przyniesiona do mojego domu. Fibi (rezydentka) jak zwykle przybiegła pod drzwi mnie przywitać, dopóki nie zorientowała się co trzymam w transporterku. Obrażona, prychnęła kilka razy, fuknęła i warcząc odeszła. Finka po narkozie nie była zbyt chętna na zwiedzanie nowego domku więc do dnia następnego spała sobie grzecznie w transporterze. Do Fibi nie dało się podejść, syczała, warczała i biła mnie po łapach, a ja jej spokojnie tłumaczyłam, że ja tylko ją kocham (pocichutku żeby Finka nie usłyszała

Szkoda mi było Finki, miauczała do niej mówiąc: daj mi szansę, przecież ci nic nie zrobiłam... Fibi nie ugięta, a ja płakałam pół dnia...

Następne dni wyglądały obiecująco, Fibi zaczęła zapuszczać się coraz dalej, pozwalała do siebie podchodzić i brać na ręce, dopóki Finka nie zaczęła jej atakować! To było najgorsze co mogło się wydarzyć. Fibi - ulubieniec całej rodziny nagle staje się smutny, zaszczuty, trzeba ją nosić na jedzenie, boi się zejść z szafy itd, a Finka paraduje po domku jak królowa.
I stąd pojawiają się moje pytania: czy to normalne, że nowy kot atakuje rezydenta? Ile to może potrwać (dodam, że mieszkam z rodzicami, którzy zaczynają się denerwować i bardzo przejmować stanem psychicznym Fibi)?
Nie chcę Finki oddawać, raptem tydzień a ja już zdążyłam się do niej bardzo przyzwyczaić, ale przecież też nie mogę pozwolić, żeby Fibi czuła się zaszczuta...
Od wczoraj (niestety) Finka siedzi w puszorku i smyczką przedłużoną sznurkiem przypięta jest do ławy. Jednak gdy tylko widzi Fibi na horyzoncie od razu się przyczaja i szykuje do skoku.. Ale chociaż jest przypięta wydaje się być bardzo szczęsliwa, głośno mruczy i ugniata wszystko co się da, a jak ktoś przechodzi, to szybko zeskakuje z fotela i już poleruje łydki

Aha i jeszcze jedno.. Próbuję troszkę na siłę je zaprzyjaźnić, oswoić ze sobą. Fibi leżała na parapecie, wzięłam Finkę na kolana i głaskając obie zbliżałam do siebie. Fibi odważniejsza postanowiła podejść i przyjrzeć się temu osobnikowi co to ją ciągle gania i słuchajcie nawet ją polizała. Finka zdawała się nie zwracać na nią uwagi więc postanowiłam, że je zostawię na chwilę i zobaczę co z tego wyniknie. Zostawiłam je, schowałam się za szafę i obserwowałam. No i Finka od razu przeszła do działania, przyczaiła się i nagle: wielki wrzask, Fibi ucieka z parapetu krzycząc i warcząc, a Finka została zdziwiona na parapecie, bo Fibi to panikara i jak tylko Finkę zobaczy w zasięgu wzroku to ucieka z wielkim krzykiem.
Przeczytałam jeszcze raz moją historię i wydaje mi się strasznie zagmatwana, za co bardzo przepraszam i mam nadzieję, że jakoś się połapiecie w tej mojej opowieści. I oczywiście poradzicie mi czy dobrze robię z tym kolegowaniem na siłę

Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie
